Samorządowcy i mieszkańcy terenów koło Legnicy, zrzeszeni w Społecznym Komitecie "STOP Odkrywce", są przeciwni zmianom w prawie geologicznym, które zmusza samorządy do ochrony złóż. Ich niepokój budzi rządowy dokument "Polityka energetyczna Polski do 2030 roku" chroniący złoża koło Legnicy przed dalszą zabudową - w perspektywie ewentualnego wydobycia tam węgla.

Reklama

"Każdego dnia obywatele pytają, czy mogą być spokojni o swoje domy, rodziny i środowisko" - mówiła we wtorek w Brukseli europosłom w imieniu autorów petycji Irena Rogowska, wójt gminy Lubin. Samorządowcy podkreślali, że eksploatacja złóż doprowadzi do degradacji ich sześciu gmin w powiatach lubińskim i legnickim. Oprócz domów zniszczeniu ulegnie cała, wysokorozwinięta na tym terenie infrastruktura techniczna, którą gminy budowały i remontowały od wielu lat. Ponadto ochrona złóż sprawi, że nie będzie można prowadzić nowych inwestycji.

Prof. Ludwik Tomiałojć z Uniwersytetu Wrocławskiego przedstawił wyniki badań, według których kopalnia - nawet 140 km2 - zagraża okolicznym obszarom chronionym przez Naturę 2000. Zgodnie z nimi kopalnia zniszczy miejsca lęgowe 10 tys. par ptaków oraz siedliska ptaków wodnych i błotnych, bo znikną jeziora, stawy i wilgotne łąki.

Mieszkańcy gmin, na terenie których miałaby powstać kopalnia odkrywkowa (między Legnicą, Lubinem a Ścinawą), opowiedzieli się w referendach we wrześniu 2009 r. przeciw eksploatacji złóż węgla brunatnego. Należą one do najbogatszych w Polsce, szacuje się je na 15 mld ton, z czego do wydobycia - ok. 3 mld ton. Ewentualna kopalnia byłaby największa w Polsce.

"Sprawa dotyczy tysięcy ludzi. Zwracamy się o podjęcie nadzwyczajnych działań () by skłonić polski rząd do dialogu z własnymi obywatelami" - apelowała Rogowska.

Alicja Kozłowska z Komisji Europejskiej uspokajała, że z informacji od polskiego rządu wynika, że żadna decyzja o eksploatacji złóż nie została podjęta, ani nie wydano jakichkolwiek zezwoleń. "Złoża w okolicach Legnicy nie będą eksploatowane w horyzoncie czasowym do 2030 r. Zgodnie z wyjaśnieniami od władz polskich nie jest możliwe, żeby przyjęto jakieś dokumenty na poziomie regionalnym, które by zezwalały na eksploatację tego złoża" - powiedziała.



Reklama

Te wyjaśnienia nie uspokoiły jednak polskich eurodeputowanych, protestujących przeciw lekceważeniu woli obywateli regionu. "Czy można sobie wyobrazić lepsze konsultacje społeczne niż referendum? Ludzie w 95 proc. powiedzieli, że nie chcą odkrywki" - mówiła Lidia Geringer de Oedenberg (SLD).

Zaś Piotr Borys (PO) przestrzegał, że "zaplanowana inwestycja może mieć poważne skutki zarówno społeczne jak i ekologiczne. W wyniku realizacji projektu, aż 40 tysięcy osób będzie zmuszonych do przesiedlenia się. Zakłócony zostanie też ekosystem gospodarki wodnej regionu". "Powinniśmy szukać bardziej innowacyjnych metod gazyfikacji węgla, bez konieczności odkrywki, niewiążących się z tak dużą emisją CO2" - apelował.

Przewodnicząca komisji petycji Erminia Mazzoni zapowiedziała, że zwróci się do polskiego rządu z pytaniami o przeprowadzone konsultacje społeczne w sprawie ochrony i ewentualnej eksploatacji złóż oraz o dalsze informacje na temat strategii energetycznej do roku 2030. "Jest jednomyślna wola dalszego analizowania problematyki, którą przedstawili składający petycję" - podsumowała debatę.

Komisja petycji PE może wywierać nacisk polityczny na władze, żądając wyjaśnień, kierując listy, przygotowując raporty, albo poprzez wizyty eurodeputowanych na miejscu. Nie ma jednak prawnych możliwości zablokowania inwestycji.