Coraz więcej wiadomo na temat kulisów rozmów o cenie na rosyjski gaz, którą w przyszłym roku zapłacą państwa bałtyckie. Litwa jest jedynym krajem, który nie uzyskał zniżki. Wilno przeszarżowało, próbując postawić Moskwę pod ścianą groźbą nacjonalizacji aktywów Gazpromu. Łotwa i Estonia były mniej twarde w rozmowach. Ostatecznie wygrał Gazprom, wzmacniając również swoją pozycję w walce z postanowieniami unijnego pakietu energetycznego.
Łotwa i Estonia w przededniu Bożego Narodzenia uzyskały od Gazpromu obietnicę 15-proc. obniżki ceny surowca. Wejdzie w życie 1 stycznia, o ile wolumen odebranego przez oba państwa gazu będzie równy poziomowi sprzed kryzysu bądź od niego wyższy. W przypadku niższych dostaw zmniejszy się także zniżka. Nie jest tajemnicą, że decyzja nie zapadła w kręgu menedżerów gazowego monopolisty. Jak zdradził w rozmowie z Rietumu Radio łotewski minister gospodarki Artis Kampars, ostateczne uzgodnienia zostały zawarte podczas kolacji, w której obok szefa Gazpromu Aleksieja Millera brał udział także premier Władimir Putin.
W toku negocjacji zarówno Tallin i Ryga, jak i Wilno posługiwały się argumentem prawa europejskiego, które wymusza na członkach UE wdrożenie trzeciego pakietu energetycznego. W grę wchodził wybór najbardziej radykalnego wariantu, zakładającego przymusowe wydzielenie sieci przesyłowych gazu od jego producenta. Tymczasem w trzech bałtyckich firmach gazowych Gazprom ma znaczne udziały, a zatem faktycznie stolice groziły nacjonalizacją sieci.



Reklama
Łotwa i Estonia mimo to zasłużyły na zniżkę. Litwa nie dość, że nie otrzymała ulg, to jeszcze naraziła się na połajanki Putina, który jej postawę określił jako rozbój. Różnica wynika z niuansów taktyki negocjacyjnej. Rosjanie uznali, że groźby Łotwy i Estonii są jedynie elementem taktyki, podczas gdy Litwa naprawdę zamierza usunąć rosyjskich udziałowców.
"Litwa od początku zajęła nieustępliwą pozycję w negocjacjach z Gazpromem. Łotwa i Estonia były mniej konfliktowe w wyrażaniu swoich zamiarów i postanowiły maksymalnie odroczyć moment wdrażania pakietu" - mówi „DGP” Vaclovas Miszkinis z Litewskiego Instytutu Energetycznego.
Ryga i Tallin, w przeciwieństwie do Wilna, równolegle ze stawianiem ostrych żądań zgodnie z art. 49 pakietu wystąpiły do Komisji Europejskiej z wnioskiem o wyłączenie z wymogu rozdzielenia przesyłu i handlu tak długo, jak Gazprom pozostanie głównym dostawcą i nie będzie innej możliwości dostarczania surowca z pominięciem Rosji. Brak wniosku do Brukseli oznacza, że Wilno będzie się musiało zastosować do pakietu. Litwa zapowiada wdrożenie faktycznej nacjonalizacji sieci w 2012 r.
"Poza tym Wilno jako jedyne zamierza zbudować własny terminal LNG. Co więcej, zapotrzebowanie na gaz na Litwie, w przeciwieństwie do pozostałych państw nadbałtyckich, nie zaczęło rosnąć po zakończeniu kryzysu. Wilno postawiło bowiem na import gotowej energii elektrycznej, spadł też eksport litewskich nawozów, do których produkcji potrzebny był rosyjski gaz" -punktuje Miszkinis. Rosja uznała, że wobec tak mało perspektywicznego rynku ustępstwa nie mają sensu.