Na razie nie ma potrzeby uruchamiania magazynów gazu. Zapotrzebowanie na ten surowiec w Polsce jest mniej więcej pokrywane z dostaw i wydobycia krajowego - poinformował w środę prezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa Michał Szubski."Zapotrzebowanie naszych klientów jest dzisiaj mniej więcej równe temu, co trafia poprzez przejście graniczne do Polski oraz poprzez wydobycie krajowe" - powiedział Szubski na konferencji.

Reklama

Pytany przez dziennikarzy, czy PGNiG już pobiera gaz z magazynów, odparł: "nie, magazyny uruchamia się w sezonie zimowym; na razie takiej potrzeby nie ma, bo jesteśmy w stanie tyle dostarczyć do sieci, ile odbierają nasi klienci". "Dopóki nie rozpocznie się zima, nie spadną temperatury, to jesteśmy w stanie utrzymać system w stanie równowagi" - dodał.

PGNiG zakończyło właśnie wypełnianie gazem magazynów przed zimą. Stan zapasów wynosi ok. 1,4 mld m sześc. - poinformował Szubski. Dodał, że spółka spodziewa się możliwych kłopotów w dostawach gazu po 20 października. Obecne zużycie dobowe gazu wynosi 33 mln m sześc. Zastrzegł jednak, że zimą zapotrzebowanie na gaz wzrośnie.

W opinii Szubskiego, Polska powinna podpisać umowę gazową z Rosją na zwiększone dostawy gazu w kształcie wynegocjowanym już w lutym br. Wówczas uzgodniono m.in. tranzyt rosyjskiego gazu przez terytorium Polski do 2045 roku. Jego zdaniem, rozważane skrócenie tego okresu nie jest korzystne dla Polski.

Reklama

"Było to ponad 10 miesięcy ciężkich negocjacji i uważam, że osiągnęliśmy satysfakcjonujący dla obu stron konsensus i ja jestem gotowy podpisać te dokumenty, które parafowałem w lutym" - podkreślił.



Odnosząc się do rozważanego skrócenia terminu obowiązywania umowy, powiedział: "uważam, że 2045 rok jako data gwarantowanego transportu gazu rosyjskiego przez terytorium Polski do Zachodniej Europy był największym sukcesem negocjacyjnym, dlatego że gwarantował wykorzystanie Jamału (gazociąg tranzytowy przez Polskę - PAP) i nieprzekierowanie tego strumienia przez Nord Stream (przyszły rosyjsko-niemiecki gazociąg po dnie Bałtyku - PAP)".

Reklama

Zdaniem szefa PGNiG, skrócenie wynegocjowanego okresu obowiązywania umowy doprowadzi do tego, że "w którymś momencie Rosjanie zdecydują się na transportowanie swojego gazu za pośrednictwem gazociągu bałtyckiego, a my będziemy kupować rosyjski gaz od Niemców".

Chodzi o projekt aneksu do porozumienia międzyrządowego oraz kontraktu gazowego, który przewiduje zwiększenie dostaw do Polski do ok. 10 mld m sześc. gazu rocznie. Dokumenty zostały wynegocjowane na początku roku, jednak nie zostały podpisane ze względu na wątpliwości KE. Projekt przewidywał także wydłużenie dostaw gazu do 2037 r. (obecna umowa przewiduje dostawy do 2022 roku) oraz tranzytu do 2045 r. (obecnie do 2019 r.). Wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak podczas wrześniowej debaty w Sejmie powiedział, że ze względu na wątpliwości (m.in. PiS), możliwe jest nieprzedłużenie tego terminu.

Rozmowy z Rosjanami o zwiększeniu dostaw gazu rozpoczęły się po tym, gdy na początku ub.r. surowiec przestał nam dostarczać rosyjsko-ukraiński pośrednik RosUkrEnergo. PGNiG prowadził też rozmowy z innymi dostawcami, m.in. z E.ON Ruhrgas. Spółka ta miała dostarczyć 300 mln m sześc. paliwa do końca 2011 roku, pod warunkiem uzyskania zgody Ukrainy na transport gazu do Polski przez jej terytorium. Do tej pory E.ON Ruhrgas nie zawarł umów transportowych z ukraińskimi operatorami.

Szubski pytany w środę o możliwość uzyskania zgody Ukrainy, odparł: "uważam, że Ukraina zrobiłaby rozsądnie, gdyby się zgodziła, bo jeżeli ciąży ku Europie i chce myśleć o akcesji do Europy, to powinna się w ten nurt europejski włączać, ale to jest taka bardziej polityczno-gospodarcza gra, gdzie, mam wrażenie, że Ukraina trochę próbuje grać swoje interesy pomiędzy Polską a Rosją".