Rząd zamierza umożliwić firmom, którym grozi zmniejszenie dostaw, by same mogły sprowadzać potrzebne paliwo. Taką możliwość daje im ustawa o zapasach. PKN Orlen potwierdza „DGP”, że prowadzi analizy w sprawie samodzielnego sprowadzania gazu. Decyzja zależy od tego, czy w IV kwartale PGNiG ograniczy dostawy gazu.

Reklama

Obecne prawo przewiduje, że firma może sprowadzić 50 mln metrów sześciennych gazu, ale trwają prace nad jego zmianą i zwiększeniem tego limitu. Takie rozwiązanie daje możliwość sprowadzenia tej zimy 100 mln metrów sześciennych, 50 mln z tegorocznego limitu i takiej samej puli z przyszłorocznego.

Jednak główne ograniczenie to przede wszystkim fizyczna możliwość dostaw. Stąd sytuację może zmienić wirtualny rewers, wtedy takie firmy jak Orlen czy Azoty mogłyby same kontraktować dostawy.Wirtualny rewers polega na tym, że polskie firmy kupują od Niemców gaz płynący gazociągiem jamalskim. Paliwo jest wówczas odbierane już w Polsce. Nie musi przekraczać granicy polsko-niemieckiej.

Do tego rząd liczy, że w ostateczności takie branże jak chemia, gdzie gaz często służy do produkcji półproduktów – głównie amoniaku – ograniczą zużycie błękitnego paliwa i zaimportują potrzebny komponent. To wariant ratunkowy, bo sprowadzany półprodukt będzie droższy od wytwarzanego na miejscu. Oczywiście sprawę rozwiązałoby otwarcie tranzytu przez Ukrainę. Finał powinien nastąpić szybko, bo E.ON Ruhrgaz przedłużył umowę z PGNiG do 29 października i do tego czasu Polska ma szansę przekonać Kijów do otwarcia tranzytu gazu.



Unia popiera, Ukraina wątpi

Nasz kraj ma w tej sprawie wsparcie Komisji Europejskiej. W przyszłym roku ma wejść w życie tzw. III pakiet liberalizujący rynek gazu zwiększający bezpieczeństwo dostaw. Zakłada on oddzielenie operatora gazociągów od firm handlujących gazem. Komisja obawia się, że jeśli w polsko-rosyjskiej umowie znajdą się zapisy sprzeczne z nowym prawem europejskim, to podważą one cały pakiet.

Reklama

Dziś Ukraińcy sceptycznie patrzą jednak na szanse interwencji Brukseli w tej sprawie. "Naftohaz nie może odbierać i przekazywać gazu dla E.ON Ruhrgas bez ustalenia tej kwestii z Gazpromem. A Gazprom niestety nie zamierza iść na rękę Polakom, bowiem w trakcie odbywających się polsko-rosyjskich gazowych negocjacji zależy Gazpromowi na zachowaniu status quo Jamał–Europa" - wyjaśnia Mychajło Honczar, dyrektor programów energetycznych ukraińskiego Centrum Nomos, były członek zarządu Ukrtransnafty.

Ostateczna decyzja będzie zależeć od rządu Ukrainy. Będzie to raczej decyzja polityczna niż biznesowa.