Z wyliczeń resortu gospodarki wynika, że w pierwszym półroczu Kompania Węglowa przyniosła około 200 mln zł strat. To rekordowy wynik, bo ostatnie lata spółka zaliczała zyskiem. – Niewielkim, ale trzeba pamiętać, że KW spłaca jeszcze długi spółek zaciągniętych przez kopalnie, które weszły w jej skład – mówi Wacław Czerkawski, przewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce.
W tej sytuacji zarząd Kompanii przygotował plan rozwoju firmy do 2015 r. Polegał on m.in. na redukcji zatrudnienia, zmniejszenia wydobycia węgla z około 41 mln ton do 34 mln ton oraz zamrożenia płac do 2020 roku. Związkowcom strategia się nie spodobała. Domagają się gwarancji zatrudnienia i protestują przeciwko zamrożeniu płac. Spór przerodził się w próbę sił. Jutro w kompanii ma się odbyć referendum w sprawie strajku. Jeśli do niego dojdzie, spółka może pójść na dno.
W tej sytuacji szefowie spółek węglowych, w których związki zawodowe są potęgą – należy do nich ponad 90 proc zatrudnionych – domagają się zmian w ustawie o związkach zawodowych. Nie chcą, by za pieniądze firmy utrzymywani byli ludzie, którzy blokują rozwój firmy. Dla spółek węglowych idące w miliony złotych wydatki na pensje związkowców są poważnym obciążeniem.
– To demagogia – mówi Wacław Czerkawski. – Związkowcy to oddelegowani do pracownicy. Oni dbają, by górnicy pracowali w przyzwoitych warunkach, dzięki czemu są wydajniejsi. Wszystko dzieje się zgodnie z ustawą o związkach zawodowych.
Dlatego właśnie szefowie firm węglowych chcieliby ustawę zmienić.
– To, co mamy teraz, to chichot historii, bo w miejsce ludzi, którzy zmieniali nasz kraj dla idei, weszli działacze, którzy zrobili sobie z idei przemian gospodarczych wygodny sposób na lekkie życie, dobre zarabianie i nieubieranie gumiaków codziennie – mówi Jarosław Zagórowski, prezes zarządu JSW.
Ale liderzy górniczych związków zdobyli mocną pozycję. Sprzyjała temu karuzela kadrowa w górnictwie osłabiająca pracodawców i menedżerów. Przy nieograniczonej kadencyjności funkcje pełnią latami, niemal dożywotnio. Jeden z działaczy w JSW został oddelegowany do związku 27 lat temu.
– Oni stali się zakładnikami własnych pozycji – ocenia Zagórowski. – Jeśli stracą funkcje związkowe, to jakie mają szanse zarobić dobrze w górnictwie? Na dół nie puści lekarz, bo słabe zdrowie, na powierzchni byliby zwykłymi, mało eksponowanymi pracownikami.
Szefowie węglowych spółek chcieliby przynajmniej pozbyć się związkowego planktonu. Organizację związkową może dziś założyć 10 osób. Jeśli jej przywódca ma dar przekonywania, może zablokować pracę ogromnej firmy. Przykładem jest strajk w należącej do JSW kopalni Budryk, który trwał 47 dni.
Kierując swój apel wprost do pracowników, szefowie Kompanii Węglowej nie są bez szans. Podobnie zrobił Katowicki Holding Węglowy. W 2007 r. zorganizował on referendum w sprawie wejścia spółki na giełdę. Ku zdziwieniu liderów związkowych załoga poparła zarząd. W przyszłym roku KHW zadebiutuje na parkiecie. Wtedy w firmie będzie musiała decydować twarda ekonomiczna rzeczywistość.