Mimo oszczędności Ateny wydają miliardy na nowe okręty wojenne. W ten sposób rząd Georgiosa Papandreu odwdzięcza się za pakiet pomocowy, który ma wyciągnąć kraj z kryzysu. Na zbrojeniach zarabiają Berlin i Paryż, które ten pakiet sfinansowały. W marcu grecki rząd podpisał umowę, w której zobowiązał się kupić od Niemców dwie nowoczesne łodzie podwodne za sumę 1,3 mld euro. Z kolei w maju, gdy ważyły się losy pakietu ratunkowego dla zadłużonych Aten, francuskie ministerstwo obrony zapowiedziało zawarcie z Grekami kilku kolejnych transakcji, m.in. na sześć fregat i piętnaście helikopterów za ok. 2,5 mld euro. Plany wywołały w Grecji olbrzymie oburzenie, zwłaszcza gdy rząd ujawnił, że w ciągu najbliższych lat będzie musiał znaleźć 30 mld euro oszczędności, by zmniejszyć deficyt budżetowy z ponad 13 do 3 proc. PKB, czego domaga się Unia Europejska. Zawrzało nawet w kręgach rządowych. – Czujemy się nakłaniani do transakcji, których nie chcemy. Grecji nie potrzeba nowej broni – tłumaczył podczas wizyty w sąsiedniej Turcji grecki wicepremier Teodoros Pangalos. Wydawca skrajnie lewicowego niemieckiego magazynu „Konkret” Hermann Gremliza, powołując się na kontakty w międzynarodówce socjalistycznej, do której należy także grecki premier Georgios Papandreu, napisał, że zarówno niemiecki szef dyplomacji Guido Westerwelle, jak i francuski prezydent Nicolas Sarkozy dawali do zrozumienia, że Ateny mogą liczyć na 110 mld euro pakietu ratunkowego od UE, tylko jeżeli podpiszą nowe kontrakty zbrojeniowe. U-booty nieodebrane Oficjalnie Paryż i Berlin odrzucają te oskarżenia. Ci ostatni twierdzą, że podpisana w marcu umowa to de facto zamknięcie ciągnących się od dekady dramatycznych negocjacji między greckim rządem a niemieckimi producentami łodzi podwodnych. Program unowocześnienia greckich sił zbrojnych znany pod nazwą Archimedes zakładał kupno trzech nowych i modernizację trzech już istniejących okrętów. – Rząd w Atenach liczył, że w ten sposób nie tylko dopasuje armię do wymogów nowoczesności i jednocześnie da pracę przeżywającemu wieczne trudności greckiemu przemysłowi stoczniowemu, bo część produkcji miała być wykonywania w kraju – mówi nam ateński politolog Tanos Veremis. Problemy zaczęły się, gdy przyszło do regulowania należności. Kolejne greckie rządy chciały za wszelką cenę wejść do strefy euro i ukrywały wydatki, gdzie się tylko dało. "W efekcie gotowe U-booty stoją w kilońskich stoczniach. Nikt nie kwapi się ich odebrać, bo oznaczałoby to zaksięgowanie wydatku i powiększenie deficytu budżetowego" - pisał kilka miesięcy temu „Der Spiegel”. Rządy w Berlinie i Atenach powtarzają zgodnie, że marcowa umowa jest próbą przecięcia tego gordyjskiego węzła. Trudno jednak zaprzeczyć, że kompromis jest dla Niemców korzystny i stanowi gwarancję, że przynajmniej część pieniędzy wyłożonych przez Merkel na ratowanie zadłużonej Grecji wróci do kraju. Zarówno Niemcy, jak i Francja przez ostatnią dekadę zdrowo dorabiały się na inwestujących w zbrojenia Grekach (patrz infografika). Prowadzone obecnie postępowania sądowe (np. przeciwko niemieckiemu Ferrostaalowi) dowodzą nawet, że nie wahały się sięgać przy tym po łapówki. Przyczyniły się przy okazji do powiększenia greckiego deficytu, za który płaci teraz cała Europa – ocenia amerykański „Wall Street Journal” Na kryzysie można się dorobić Podejrzane zbrojenia to nie pierwszy dowód, że największe unijne gospodarki potrafią dorabiać się nawet na kryzysie. Niedawno niemiecki „Handelsblatt” informował na przykład, że dzięki poprawie warunków emisji obligacji niemiecki budżet zaoszczędził jak dotąd niebagatelną sumę 4 mld euro. Z kolei na słabym euro korzystają też tradycyjnie silne w eksporcie Niemcy, Holandia, Austria oraz Francja. Według najnowszych wyliczeń Niemieckiej Izby Handlowo-Przemysłowej (DIHK) słabe euro w tym roku przyniesie niemieckim eksporterom dodatkowe 5 mld euro zysku.

Reklama