Nie ma reguły. Z regulowaniem rachunków i faktur spóźniają się i wielkie, i małe przedsiębiorstwa. Często im więcej pieniędzy ma firma, tym większe zaległości tworzy. Bo kiedy przyjdzie nagle je uregulować, np. jak klient zacznie być natarczywy albo księgowa nagle znajdzie na fakturze podpis prezesa, nie zaszkodzi to finansom spółki.

Kiedyś płatności spóźniano, jeśli przedsiębiorstwo stało na skraju bankructwa. Dzisiaj już nie ma reguł - pisze "Rzeczpospolita". Jak wynika z danych Narodowego Banku Polskiego, aż 76 proc. zarejestrowanych w Polsce firm nie ma kłopotów finansowych. Kolejnych 16 proc. od czasu do czasu ma problem z pieniędzmi.

Wynika więc z tego, że mniej niż co 10. spółka może tłumaczyć się brakiem funduszy na zapłacenie podwykonawcom za prace czy dostawcom za zakupione towary. A tymczasem ze statystyk wynika, że faktury regularnie spóźnia co trzecia firma.

Dlaczego tak się dzieje? Eksperci uważają, że część firm po prostu nie panuje nad terminami płatności. Nawet giganci opóźniają je o 3-4 miesiące. A przez to problemy miewają ci, którzy na pieniądze za wykonaną usługę czy sprzedany towar muszą czekać. Zwykle są to mniejsze firmy, które nie mogą pozwolić sobie na zakładanie pieniędzy za dłużników i muszą wstrzymywać regulowanie swoich rachunków do czasu, aż pieniądze odzyskają od innych.

I tak rusza lawina zaległości w płatnościach. Lawina, która jest praktycznie nie do opanowania. Bo - jak się okazuje - nie skutkują nawet wysokie karne odsetki, które doliczane są za spóźnienia, ani umieszczanie na listach dłużników, na które co kwartał trafia kilkanaście tysięcy nowych wpisów.







Reklama