Na takie pieniądze przeciętny Polak musiałby pracować przez 167 lat. Jeszcze większe apetyty mają byli prezesi PKN Orlen. Zbigniew Wróbel żąda aż 13 mln zł. Ale rekordzistą jest Jacek Walczykowski, który szefował Orlenowi 19 dni, domagając się 7 mln zł odprawy. Tyle że spółka tak wielkich pieniędzy nie chce im wypłacić. Ci jednak nie odpuszczają i idą do sądów. Te zdecydują, czy menedżerom te ogromne sumy się należą - czytamy w "Fakcie".
Jak to jest możliwe, że w spółkach, których państwo jest współwłaścicielem, można aż tyle zarobić? W firmach, gdzie państwo ma co najmniej połowę udziałów, obowiązuje tzw. ustawa kominowa. Określa maksymalne zarobki szefów oraz odpraw. Zgodnie z nią prezesi spółek takich jak np. PKO BP nie mogą zarabiać więcej niż ok. 16 tys. zł miesięcznie. Zaś odprawa nie może być wyższa niż trzykrotna pensja - czyli ok. 48 tys. zł - pisze "Fakt".
Ustawa kominowa nie dotyczy jednak firm, gdzie skarb państwa ma mniej niż 50 proc. udziałów, jak np. w PKN Orlen (10,2 proc.) czy TP SA (4 proc.). Tam państwo nie ma już nic do powiedzenia w kwestii wynagrodzeń i odpraw. "Przecież państwo przez cały czas ma w nich swoje udziały, nawet jeśli są niewielkie" - tłumaczy poseł Maks Kraczkowski, przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki z PiS. "Milionowe odprawy są niedopuszczalne. Zrobię wszystko, by je ograniczyć". O ile? "Do półrocznego wynagrodzenia" - zapowiada odważnie w "Fakcie" polityk.
Wystraczy na kilka lat, a nawet kilkanaście dni zająć fotel prezesa, by odchodząc zainkasować miliony złotych. Rekord pobił były szef Telekomunikacji Polskiej Marek Józefiak, który odchodząc z fimy dostał 5,34 mln z odprawy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama