1. Kto i dlaczego wymyślił euro?

Od ekonomii ważniejsza była polityka. Od kiedy w Europie powstał jednolity rynek, eksperci przekonywali, jak bardzo handel i współpracę gospodarczą między krajami Unii ułatwiłoby stworzenie wspólnego pieniądza. Można by łatwo porównywać ceny, a ryzyko kursowe przestałoby dręczyć przedsiębiorców. Jednak dopiero perspektywa zjednoczenia Niemiec zmobilizowała europejskich przywódców do działania. Prezydent Francji Francois Mitterrand przeraził się, że potężna Republika Federalna zacznie budować swą strefę wpływów w Europie Środkowej, a nawet opuści Unię. Mitterrand zaproponował kanclerzowi Helmutowi Kohlowi targ - akceptacja przez Paryż niemieckiego zjednoczenia w zamian za rezygnację przez Bonn z symbolu powojennego sukcesu gospodarczego RFN: marki. Porozumienie zostało dopięte w grudniu 1991 r. w Maastricht. Mitterrand nie tylko przekonał do porozumienia z Kohlem wszystkich przywódców ówczesnej "dwunastki", ale skłonił ich także do nadania integracji europejskiej zupełnie nowego wymiaru. Dotychczasową Europejską Wspólnotę Gospodarczą w 1993 r. zastąpiła Unia Europejska, której uprawnienia miały objąć także obronę, politykę zagraniczną, sprawy imigracji i policji.

Reklama

2. Kto rządzi w Europejskim Banku Centralnym?

Niemcy przyjęli francuski plan zastąpienia marki przez euro, jednak nie bez postawienia własnych warunków. Najważniejszy: Europejski Bank Centralny będzie przypominał Bundesbank, jak to tylko możliwe. Obie instytucje połączyła więc siedziba: Frankfurt nad Menem. Obie też działają na podobnych zasadach. Żaden z najważniejszych banków centralnych świata nie ma zagwarantowanej tak wielkiej niezależności od polityków jak Europejski Bank Centralny. Amerykańska Rezerwa Federalna musi słuchać zaleceń Białego Domu. Ale nie EBC. Apele o pomoc w poprawie gospodarczej koniunktury najbardziej wpływowych polityków europejskich nie robią wrażenia na bankierach z Frankfurtu, którzy mają tylko jeden cel: utrzymanie niskiej inflacji. Taki układ odpowiada Niemcom, którzy wyciągnięli wnioski z doświadczeń Republiki Weimarskiej, gdy hiperinflacja i kryzys lat 30. otworzyły drogę Hitlerowi do władzy. Efekt? W ostatniej dekadzie inflacja w strefie euro była bliska 2 procentom w skali roku - tak jak to założono w traktacie z Maastricht.

3. Czy do strefy euro można przystąpić bez spełnienia kryteriów finansowych?

Teoretycznie, rzecz jasna, nie. Ale to tylko teoria. Grecja pokazała, że jeśli ktoś naprawdę chce, może zmylić czujność 20 tysięcy urzędników Komisji Europejskiej. 8 lat temu władzom w Atenach udało się wprowadzić kraj do unii walutowej, a dwa lata później przyznać się, że podróż była na gapę. Grecy podali bowiem Brukseli fałszywe dane dotyczące ich deficytu budżetowego i długu publicznego. Na powrót do drahmy było już jednak za późno. Brukselscy eurokraci musieli zacisnąć zęby i udawać, że nic się nie stało. Fortel znaleźli również przywódcy Czarnogóry i Kosowa. Tu także euro jest prawnym środkiem płatniczym, tyle że bez zgody Unii. Oba kraje zgromadziły wystarczającą ilość banknotów i monet euro, by wprowadzić je do obiegu i zapewnić sprawny handel. Taki sam wybieg próbowała zastosować Estonia, ale władze Unii ostrzegły ją, że może ponieść surowe konsekwencje, np. w postaci utraty części funduszy strukturalnych. Euro de facto funkcjonuje także w kilkunastu byłych koloniach afrykańskich, gdzie frank CFA jest sztywno powiązany z unijną walutą. Brukseli jest coraz trudniej wytłumaczyć krajom aspirującym do unii walutowej, dlaczego domaga się od nich spełnienia surowych kryteriów, skoro same państwa należące do Eurolandu tego nie robią. Francja otwarcie ogłosiła (i to w czasie sprawowania przewodnictwa w Unii), że odkłada na bliżej nieokreślony moment termin zrównoważenia finansów publicznych.

4. Czy strefa euro może się rozpaść ?

Reklama

Dla twórców unii walutowej to byłoby coś niewyobrażalnego. Dlatego w traktacie z Maastricht nie znajdziemy klauzuli, która mówi o tym, w jaki sposób kraje członkowskie mogą z powrotem porzucić euro na rzecz swoich narodowych walut. Ale pytanie wcale nie jest bezcelowe. I to dla poważnych inwestorów. Od kiedy parę miesięcy temu wybuchł kryzys finansowy, najmniej wiarygodne kraje Eurolandu jak Grecja czy Włochy muszą płacić coraz wyższe oprocentowanie, by znaleźć chętnych na emitowane przez siebie obligacje. Takich dodatkowych kosztów nie ponoszą jednak Niemcy, Holendrzy czy Francuzi. Dlaczego? Wśród ekonomistów coraz częściej pojawia się myśl, że jeśli kryzys przybierze wyjątkowo drastyczną formę, to Włosi czy Grecy po prostu nie wytrzymają rygorów Eurolandu i z niego "wylecą". I właśnie za takie dodatkowe ryzyko inwestorzy domagają się dodatkowej zapłaty.

5. Dlaczego Wielka Brytania nie chce euro?

Dla Brukseli to szczególny kłopot. Poza strefą euro pozostaje co prawda 11 krajów UE, lecz spośród nich tylko Wielka Brytania jest zaliczana do elitarnego grona największych gospodarek Unii. Porzucenie funta byłoby więc ogromnym sukcesem dla Eurolandu: z dnia na dzień stałby się on największą potęgą ekonomiczną świata, wyprzedzając Stany Zjednoczone. Bruksela nie ma jednak żadnych środków nacisku na Londyn. Premier Margaret Thatcher złożyła w 1991 r. swój podpis pod traktatem z Maastricht powołującym euro pod jednym warunkiem: Zjednoczone Królestwo otrzyma specjalną klauzulę (tzw. opt-out) pozwalającą mu zachować funta tak długo, jak tylko będzie chciało. 18 lat później brytyjska opinia publiczna jest wciąż niechętna przyjęciu euro. Przeprowadzony w połowie grudnia sondaż pokazuje, że 59 proc. pytanych chce zachowania funta. To przeszkoda nie do przeskoczenia, bo rząd obiecał, że nie wprowadzi euro, jeśli Brytyjczycy nie przystaną na to w referendum.

6. Czy Polska rzeczywiście musi przyjąć euro?

Tak twierdzi rząd, ale to część prawdy. Przystępując w 2004 r. do Unii Europejskiej, Polska co prawda zobowiązała się do przyjęcia euro "tak szybko, jak to tylko możliwe". Stąd zdaniem premiera Tuska ponowne zadanie społeczeństwu pytania, czy opowiada się za porzuceniem złotego, nie miałoby sensu. Jednak stając się w 1995 r. członkiem Unii, Szwecja podjęła identyczne zobowiązanie co Polska, a mimo to w 2003 r. rząd rozpisał referendum, w którym Szwedzi odrzucili euro. Aby Bruksela nie mogła zmusić Sztokholmu do porzucenia korony, szwedzki rząd celowo nie spełnia jednego kryterium unii walutowej: sztywnego powiązania narodowej waluty z euro. Mimo to sytuacja Polski jest nieco inna. W przeciwieństwie do Skandynawii, gdzie za euro nie tęsknią także Duńczycy i Norwegowie, w Europie Środkowej wszyscy nasi sąsiedzi garną się do unii walutowej. 1 stycznia przystąpiła do niej Słowacja. Od krok od tego była także Litwa: jej podanie zostało odrzucone przez Komisję Europejską tylko dlatego że minimalnie przekraczała wymagany wskaźnik inflacji. Gdyby wszyscy nasi sąsiedzi przyjęli euro, a Polska pozostała ze złotym, wystawilibyśmy się na bardzo poważne ryzyko ataków spekulacyjnych.

7. Jakie symbole zdobią nominały euro ?

Nie ma bardziej przemawiającego do wyobraźni symbolu integracji europejskiej niż banknoty i monety euro. Setki milionów mieszkańców Unii siłą rzeczy codziennie mają je w ręku. Dlatego projektanci nominałów euro zadbali o każdy szczegół. Sam znak wspólnej waluty, stylizowana na grecki epsilon litera "e" przekreślona dwoma poprzecznymi, równoległymi liniami, odwołuje się do greckich korzeni cywilizacji europejskiej. Rewersy banknotów euro pokazują z kolei mosty (znak, że integracja łączy narody Europy), a rewersy - bramy i okna (Unia otwiera nowe perspektywy). Od 5 do 500 euro każdy banknot nawiązuje do kolejnych stylów architektury europejskiej od starożytnego Rzymu po budowle współczesne. Jednak - by nie urazić żadnego z krajów członkowskich - unikano skojarzeń z rzeczywiście istniejącymi budowlami. Inaczej z monetami. Każdy z krajów unii walutowej dostał wolną rękę w ich zaprojektowaniu. Ponieważ monety euro krążą po Unii, z łatwością znajdziemy np. w Niemczech nominały z Hiszpanii czy Irlandii. W zamyśle projektantów to sposób, by uświadomić Europejczykom, jak bardzo wspólny pieniądz ich łączy. Wspólny jest zresztą awers monet. Przedstawia 12 gwiazd - grecki symbol doskonałości.

8. Czy euro może zastąpić dolara jako główna waluta świata ?

Jeszcze kilka lat temu na taką prognozę nie odważyłby się żaden poważny ekonomista. Ale dziś liczby mówią same za siebie. Od sześciu lat na międzynarodowych rynkach walutowych euro jest zdecydowanie więcej warte niż dolar. Zwykle w okresie kryzysu inwestorzy szukali schronienia w "bezpiecznym" dolarze. Ale nie tym razem. Co prawda w ostatnich miesiącach euro nieco osłabło, wciąż jednak jest warte 1,4 dolara. Dlaczego tak się dzieje? Za siłą dolara co prawda stoi jedyne supermocarstwo świata. Jednak inwestorów niepokoją ogromny deficyt handlowy USA i rosnące lawinowo zadłużenia. Ostrożna strategia Europejskiego Banku Centralnego dobrze wypada także na tle znacznie mniej przewidywalnych ruchów Rezerwy Federalnej. Dlatego już teraz o wiele więcej rządów, starając się o pozyskanie kapitału na rynkach światowych, emituje wieloletnie obligacje w europejskiej, a nie amerykańskiej walucie. Największe banki centralne świata ulokowały także już blisko 1/3 swoich oszczędności w euro. To dwa razy większy udział niż gdy euro po raz pierwszy pojawiło się na rynku.

9. Czy po wprowadzeniu euro wszystko drożeje?

Zwolennicy i przeciwnicy tej tezy starannie okopali się na swoich pozycjach i ani myślą uwzględnić racji drugiej strony. Optymiści powołują się na dane Eurostatu. A te wskazują, że "impuls inflacyjny" w każdym kraju, który przystępował do unii walutowej, był minimalny. Ceny podskoczyły niewiele. A w kolejnych latach inflacja stale oscylowała wokół 2 procent w skali roku, a więc o kilkakrotnie mniej, niż to było przez lata w Hiszpanii, Włoszech czy Grecji. Pesymiści powołują się z kolei na badania opinii publicznej. A te wskazują jednoznacznie, że dla człowieka z ulicy euro kojarzy się z drożyzną. O ile 10 lat temu bagietka w Paryżu kosztowała 70 francuskich centimów, to dziś trzeba za nią dać ponad euro. To przeszło dziesięcioktrony wzrost! Jak to możliwe? Niektórzy eksperci uważają, że dzięki unii walutowej spadły ceny tych produktów, które daje się łatwo eksportować z jednego kraju do drugiego. Powołanie wspólnej waluty zwiększyło bowiem konkurencję i zmusiło producentów do cięcia kosztów. Ale równocześnie wzrosły ceny usług i produktów detalicznych, których nie da się "wywieźć" za granicę. Stąd dziś trzeba o wiele więcej zapłacić za taksówkę w Lizbonie czy fryzjera w Wiedniu niż przed laty. Sprzedawcy zaczęli nie tylko "zaokrąglać" w górę swoje stawki, ale także zrównywać ceny do najdroższych metropolii Eurolandu. Wypadkowa tych dwóch tendencji być może statystycznie pokazuje, że inflacja jest niska. Ale Francuzi, Hiszpanie czy Włosi powszechnie narzekają na spadek "mocy nabywczej". Dziś nad Sekwaną za obiad w przeciętnej restauracji trzeba zapłacić przynajmniej 100 złotych od osoby (bez wina), a za bilet metra na bardziej oddalone przedmieścia 30 złotych. Dlatego wielu podróżnych z Polski z ulgą po wakacjach wraca do swojego złotego.

10. Euro w liczbach

325 milionów mieszkańców strefy euro używa na co dzień wspólnej waluty. To trochę więcej niż wynosi ludność Stanów Zjednoczonych (305 mln). Euroland co prawda wciąż nieco ustępuje pod względem dochodu narodowego USA, ale niewiele. Aż 17 procent bogactwa na całym świecie pochodzi z 16 państw, które używają wspólnej waluty. Państwa te razem wzięte stanowią też największą potęgę handlową globu, dalece wyprzedzając Chiny, USA czy Japonię. Eksportują blisko 1/5 wszystkich towarów wysyłanych zagranicą. Aby zapewnić tak wielki obrót, wielkość nominałów euro na rynku jest po prostu kolosalna. W tej chwili w obiegu znajduje się blisko 11 miliardów banknotów wspólnej waluty o łącznej wartości przeszło 600 mld euro. Za takie pieniądze możnaby dwukrotnie kupić wszystko to, co jest wytwarzane w Polsce w ciągu roku! Monet euro w obiegu jest jeszcze więcej (65 miliardów), ale ich wartość jest już zdecydowanie mniejsza (17 mld euro). Dlaczego? Najczęściej ożywaną monetą jest bowiem 1 eurocent (aż 22 proc. wszystkich monet w obiegu).