Problem, od którego rozwiązania zależy miejsce Polski w Europie, w kampanii prezydenckiej nie istnieje. A to zmiany w planach budżetowych i ograniczanie deficytu finansów publicznych ułożą unijną hierarchię państw. Na 30 dni przed wyborami kandydaci na prezydenta zręcznie unikają debaty na ten temat. Najbliższe pięć lat, czyli czas kadencji nowego prezydenta, zadecyduje o tym, czy Polsce uda się dostać do unijnej pierwszej ligi, czy pozostaniemy wiecznie obiecującym i aspirującym krajem. Do 2013 roku rozstrzygnie się, czy obronimy naszą pozycję największego beneficjenta unijnego budżetu. Do 2012 roku, czy realne jest wejście do strefy euro w 2015 r.

Reklama

Zdecydują o tym zdrowe finanse publiczne. Ale ich uleczenie bez współpracy rządu z prezydentem, choćby z uwagi na groźbę weta wobec ustaw, będzie bardzo trudne. Jak na razie rządowy plan rozwoju i konsolidacji finansów publicznych jest jedynym pomysłem na ograniczenie deficytu i zmniejszenie tempa wzrostu długu publicznego. Ale jego wprowadzenie wymaga zmian w ustawach. I nawet ten plan, zdaniem ekspertów biorących udział w debacie BCC, nie gwarantuje nam bezpieczeństwa. Bo daje zaledwie kilkanaście miliardów złotych oszczędności. A potrzeby są kilka razy wyższe.

Sztaby wyborcze widzą problem. "By państwo dynamicznie się rozwijało i wzmacniało bezpieczeństwo ekonomiczne, musi mieć zdrowe finanse publiczne, to najważniejsza sprawa" - przyznaje Adam Szejnfeld z PO ze sztabu Bronisława Komorowskiego. Kandydujący na prezydenta Andrzej Olechowski zapowiada nawet, że nie pozwoli na jakikolwiek wzrost podatków.

Ale w sztabach najpoważniejszych kandydatów o tym, czy dany temat poruszyć, decyduje taktyka. A ta na razie podpowiada, by koncentrować się na wizerunku kandydata albo wpadkach przeciwnika. Ekonomicznych tematów nie da się jednak uniknąć. Dobrze, byśmy usłyszeli o konkretnych pomysłach kandydatów, zanim skończy się kampania. Czasu jest coraz mniej.

Reklama