W sobotę premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że 1 stycznia 2020 roku płaca minimalna będzie podwyższona do 2600 zł. Oznacza to wzrost w stosunku do wcześniejszych zapowiedzi - w połowie czerwca rząd zaproponował Radzie Dialogu Społecznego (RDS), aby minimalne wynagrodzenie za pracę w 2020 r. wynosiło 2450 zł, a minimalna stawka godzinowa 16 zł. Na konwencji zapowiedziano, że pensja minimalna wzrośnie od 1 stycznia 2020 r. do 2600 zł, do końca 2020 r. do 3000 zł, a do końca 2023 r. do 4000 zł.

Reklama

We wtorek rząd zajmie się m.in. projektem rozporządzenia w sprawie minimalnego wynagrodzenia i minimalnej stawki godzinowej w 2020 r

Jarosław Gowin pytany we wtorek w Radiu ZET, czy zgadza się z taką strategią podwyższenia płac minimalnych, stwierdził, że "polityka zawsze wymaga kompromisów. Ten kompromis jest także po stronie naszych partnerów z Prawa i Sprawiedliwości."

Jak dodał, polska gospodarka przez ostatnie 30 lat rozwijała się bardzo dobrze. - Ale za jaką cenę? Za cenę taniej siły roboczej. To znaczy, my Polacy byliśmy przez dwadzieścia kilka lat tanią siłą roboczą - podkreślił. Stwierdził, że proces podnoszenia płac rozpoczął się "dopiero pod rządami Zjednoczonej Prawicy".

Dopytywany, czy zgodził się na taką koncepcję podwyżek płac minimalnych, powiedział, że "skoro zostało to ogłoszone na konwencji, to znaczy, że to jest wspólny projekt".

Gowin odniósł się też do pomysłu zawartego w projekcie budżetu na 2020 r., w którym założono zniesienie ograniczenia rocznej podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe (30-krotność prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce). Z tego tytułu do budżetu w przyszłym roku ma wpłynąć 5,1 mld zł. Obecnie zarabiający w ciągu roku powyżej limit 30-krotności nie muszą płacić składek ZUS.

- To jest kontrowersyjne rozwiązanie. Rzeczywiście wraz z panią minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigą Emilewicz będziemy dyskutować jeszcze z naszymi kolegami z Prawa i Sprawiedliwości, czy ten element jest niezbędny żeby zrównoważyć budżet - powiedział. W jego ocenie taki zapis uderzy w klasę średnią, która jest "kołem zamachowym rozwoju cywilizacyjnego."

Prowadząca program Beata Lubecka przypomniała, że obecnie roczne zarobki na poziomie 142 950 zł zwalniają z konieczności opłacania składek ZUS. W przeliczeniu na miesiące kwota ta wynosi 8 tysięcy złotych miesięcznie "na rękę".

Reklama

- Trzeba się zastanowić, czy te 140 tysięcy jest odpowiednią kwotą, czy ZUS nie powinien być zniesiony, zlikwidowany od nieco wyższych wynagrodzeń. 8 tysięcy złotych na rękę w takich miastach, jak Warszawa, Kraków, Wrocław i Poznań, to nie są zarobki wysokie – mówił Gowin w internetowej części programu "Gość Radia ZET".

- Moim zdaniem najlepiej by było, gdybyśmy w ogóle nie zmieniali tego przepisu - oświadczył wicepremier. - Jeśli zaś mielibyśmy likwidować limit, to zdecydowanie podniósłbym ten próg - dodał. Dopytywany, o ile należałoby go podnieść, odpowiedział, że "to już są ustalenia do ekonomistów". Podkreślił też, że jego ugrupowanie zawsze opowiadało się za zrównoważonym budżetem.