– Moje działania były i są zgodne z prawem krajowym i unijnym. Nie ma czegoś takiego w prawie unijnym, jak plan Zdzisława – mówił na środowym spotkaniu z dziennikarzami Zdzisław Sokal, prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. To on był bohaterem ujawnionej dzień wcześniej marcowej rozmowy Leszka Czarneckiego, głównego właściciela Getin Noble Banku, z Markiem Chrzanowskim, byłym już przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego.
– Zdzisław ma swój plan, który wygląda w ten sposób, że on uważa, iż Getin powinien upaść za złotówkę i zostać przejęty przez jeden z tych dużych banków i on chciałby dokapitalizować to kwotą 2 mld zł – mówił Chrzanowski Czarneckiemu. – To jest sprzeczne z prawem – odpowiedział ten drugi. – Jest sprzeczne z prawem, ale rozmawiamy przy pełnej dyskrecji – odparł na to szef nadzoru. Sokal nie chciał odpowiadać na pytania prasy dotyczące konkretnego banku. Odnosił się wyłącznie do ogólnych ram prawnych.
Jego wypowiedzi mogą jednak wskazywać, że Chrzanowski po prostu naszkicował Czarneckiemu plan przymusowej restrukturyzacji dla Getin Noble Banku. Taki plan BFG przygotowuje dla każdego banku czy spółdzielczej kasy oszczędnościowo-kredytowej. Chodzi o to, by w przypadku gdy instytucja znajdzie się w sytuacji bez wyjścia, możliwe było ograniczenie kosztów, jakie podatnicy musieliby ponosić w przypadku upadłości i konieczności wypłaty depozytów gwarantowanych. Takich kosztów nie ma, jeśli bank jest sprzedawany – nawet tylko za złotówkę – nowemu właścicielowi.
W ostatnich latach takie rozwiązanie najczęściej było stosowane w USA. Scenariusz jest zwykle podobny: w piątek klienci korzystali jeszcze ze starego banku, a po weekendzie dowiadywali się, że ich pieniądze są na tym samym rachunku, ale już w innej instytucji. Operację przeprowadza się zwykle w weekend, żeby mieć na nią więcej czasu. W strefie euro przymusowa restrukturyzacja (resolution) była stosowana znacznie rzadziej. Głośny przypadek zastosowania takiego rozwiązania miał miejsce w połowie ubiegłego roku w Hiszpanii. Banco Popular, jeden z dużych graczy na tamtejszym rynku, został przejęty przez Santandera. Wartość transakcji – jedno euro za 100 proc. akcji. Ale nabywca musiał też pokryć straty Popular, z czym wiązała się konieczność podniesienia kapitału o 7 mld euro.
Sokal wyjaśniał też, kiedy możliwe jest użycie przymusowej restrukturyzacji. Musi być spełniony podstawowy warunek: interesu publicznego, czyli np. gdy kondycja banku ma istotny wpływ na stabilność systemu finansowego. Chociaż od wejścia w życie nowej ustawy o BFG, która dała funduszowi możliwość zastosowania resolution, minęły już dwa lata, dotychczas nie było ani jednego takiego przypadku. A mogły być, bo od tego czasu upadło kilka SKOK-ów. Można było tego uniknąć, gdyby zastosowano uporządkowaną likwidację. BFG informował jednak, że przesłanka interesu publicznego nie jest spełniona. Nie wiadomo, jak duża musi być instytucja, by fundusz uznał, że ma istotny wpływ na stabilność systemu. BFG nie ujawnia tego typu informacji.
Afera, jaka wybuchła po publikacji tekstów „Gazety Wyborczej” i „Financial Timesa” o korupcyjnej propozycji szefa KNF dla Leszka Czarneckiego, negatywnie odbiła się na notowaniach jego banków. Cena akcji Getin Noble Banku spadła wczoraj o prawie 18 proc., do 42 gr. Walory Idea Banku potaniały o ponad 11 proc., do 2,49 zł. „Obserwowana obecnie przecena akcji spółki na GPW jest pochodną zewnętrznych i niezależnych od banku wydarzeń, które nie są związane z działalnością operacyjną oraz kondycją finansową banku. Sytuacja Banku jest stabilna, a cele biznesowe są realizowane zgodnie z przyjętą do 2021 r. strategią” – stwierdził w oświadczeniu zarząd Getin Noble Banku.
W rozmowie Chrzanowskiego z Czarneckim pojawiła się sugestia, że zainteresowany przejęciem GNB mógłby być Bank Pekao kierowany przez Michała Krupińskiego.
"Bank Pekao SA informuje, że nie prowadzi ani nie prowadził żadnych analiz dotyczących przejęcia tej instytucji ani innych aktywów kontrolowanych przez pana Leszka Czarneckiego" – oświadczyło biuro prasowe banku.
OPINIA
Ukarzmy winnych, chrońmy instytucję
Marka Chrzanowskiego, byłego już przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, nic nie tłumaczy ani nie broni w świetle ujawnionego nagrania z rozmowy z miliarderem Leszkiem Czarneckim. Sugerowanie, jakiego pracownika powinien zatrudnić właściciel banków, podejmowanie rozmowy o jego wynagrodzeniu czy plotkowanie o wewnętrznych sprawach urzędu, także tych być może objętych tajemnicą zawodową, wystawia mu fatalne świadectwo. W najlepszym razie można mówić o przekroczeniu przez byłego szefa nadzoru uprawnień, w najgorszym – do czego próbuje przekonać pełnomocnik prawny Czarneckiego – o próbie korupcyjnej. Cała sytuacja nie jest tylko problemem Chrzanowskiego czy PiS, ale całego państwa. Najmocniej uderza w jej niechlubnego bohatera, ale naraża na szwank całą instytucję.
KNF to jedno z kluczowych miejsc w administracji. Nadzoruje i reguluje nie tylko system bankowy, ale także rynek kapitałowy. To urzędnicy nadzoru stoją na straży tego, aby na rynku nie było przekrętów, a jeśli już są, to by winni ponieśli odpowiedzialność. Dlatego nagrane rozmowy nie powinny służyć do tego, by podważać profesjonalizm i pracę urzędników. Faktem jest, że zrobił to już ich były szef swoimi wypowiedziami i dał paliwo do kwestionowania wielu decyzji, które KNF podjęła już choćby w kontekście największej afery na naszym rynku, czyli sprawy GetBacku.
W przestrzeni publicznej już trwają spekulacje, że może wszystkie te inspekcje, kontrole, postępowania administracyjne i zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa kierowane do prokuratury to jakaś ustawka, zemsta, próba wrogiego przejęcia towarzystw funduszy inwestycyjnych czy innych podmiotów. Najlepszym przykładem, że zaufanie i wiarygodność do urzędu zostały zachwiane, jest decyzja, jaką podjęto w sprawie Idea Banku, który został wpisany na listę ostrzeżeń publicznych, a w jego sprawie zawiadomiono prokuraturę.
Chodzi o nieprawidłowości przy sprzedaży obligacji znajdującego się na krawędzi bankructwa GetBacku. Z ustaleń KNF wynika, że bank prowadził działalność w tym zakresie bez zezwolenia, łamał przepisy prawa bankowego i ustawy o funduszach inwestycyjnych, świadomie wprowadzał w błąd klientów. Raport jest dla banku druzgocący. Jednak decyzja KNF pojawiła się kilka godzin po ujawnieniu nagrania z szefem KNF. Gorzej, bo pojawiła się, kiedy ten już ogłosił rezygnację. Trudno będzie ją uzasadnić opinii publicznej inaczej niż jako podjętą rzutem na taśmę przez Chrzanowskiego w odwecie za ujawnienie przez właściciela banku ich rozmowy.
Wiele też wskazuje, że decyzja o wpisie na listę ostrzeżeń publicznych zapadła, zanim KNF przeanalizowała odniesienie się do zarzutów przez Idea Bank. Nawet jeśli była pewna swoich ustaleń, to reguły sztuki powinny być zachowane. Kroki prawne wobec tego banku powinien podejmować p.o. przewodniczący nadzoru, jeśli nie nowy szef, po uważnym przeanalizowaniu wyników kontroli. Nie chodzi tu bowiem jedynie o to, czy przepisy zostały przez bank Czarneckiego złamane, bo na to dowodów jest wiele, a sprawę rozstrzygnie pewnie sąd.
Idea Bank złożył w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłych menedżerów i pracowników w związku ze sprzedażą trefnych obligacji wrocławskiego windykatora, co pośrednio jest przyznaniem się do części winy. Jednak KNF nie może działać w tej sprawie pod wpływem impulsu urzędnika, który odchodzi w niesławie. Ludzie stracili przez GetBack miliardy złotych także dlatego, że zostali oszukani przez sprzedawców, którzy im wciskali papiery. Należy im się sprawiedliwość, ale warunkiem jest rzetelne egzekwowanie prawa.
Zaufanie do instytucji podważają dzisiaj politycy opozycji, media i eksperci. Po tym, co usłyszeli na nagraniach, mają do tego prawo. Nie zmienia to jednak tego, że ponad tysiąc pracowników, którzy pracują w urzędzie, wykonuje swoją pracę najlepiej, jak potrafi, prowadzi kontrole i dba o jasne zasady gry na rynku kapitałowym, który coraz częściej jest nazywany bananowym. Bez nich mielibyśmy jeszcze więcej cwaniaków, którzy przywykli do tego, że przestępcy w białych kołnierzykach są nietykalni, a kary finansowe to dla nich drobne.
Dzisiaj nie może być tak, że biznesy Czarneckiego zyskają nietykalność, bo Chrzanowski okazał się szefem nadzoru, który nadużył zaufania publicznego, a może nawet złamał prawo. Zbyt wiele przez ostatnie lata było w nich nieprawidłowości, żeby jedną, nawet jeśli szokującą, taśmą zapewnił sobie sprawną strategię PR i oddalił odpowiedzialność (którą trzeba najpierw udowodnić). Odbudowa zaufania do KNF będzie trudna, bo politycy od lat niszczą instytucje publiczne. PiS osiągnął w tym mistrzostwo. Dlatego dzisiaj wielu powątpiewa, czy prokuratura lub służby specjalne będą w stanie wznieść się ponad interes partyjny i wyjaśnić sprawę w zgodzie z interesem społecznym.
Doszliśmy do takiego momentu, że każdy element państwa staje się areną walki politycznej. Fundamenty stabilności instytucjonalnej są sukcesywnie podkopywane. Wydawało się, że afera taśmowa, podczas której nagrana została elita polityczna PO-PSL i biznesowa Polski, będzie zimnym prysznicem, który coś zmieni. Nic się nie zmieniło. Jakość państwa jest coraz gorsza, coraz łatwiej postępuje erozja urzędów i instytucji, a beneficjenci tego stanu rzeczy bez problemów oddalają od siebie podejrzenia. Woda robi się coraz bardziej mętna.
Dlatego chrońmy KNF przed utratą zaufania, nawet jeśli były szef tej instytucji miałby go nigdy nie odzyskać. Najskuteczniejszą ochroną będzie wyjaśnienie wątków związanych z działaniem nadzoru, polityką i biznesem, które usłyszeliśmy na nagraniu. Jeśli jednak już dziś zakładamy, że nowy szef KNF nic nie zmieni, prokurator generalny zamiecie sprawę pod dywan, a premier jedynie poszerzy wpływy, to może nie ma sensu nic robić. Poczekajmy na kolejne Amber Gold czy GetBack.