Nie chcem, ale muszem – mógłby, cytując Lecha Wałęsę, powiedzieć desygnowany ponad pół roku temu na premiera Belgii przywódca frankofońskich socjalistów Elio Di Rupo, po tym jak król Albert II odrzucił jego rezygnację z beznadziejnej misji tworzenia rządu.
Belgia do niedawna była wskazywana jako przykład, że państwo może spokojnie funkcjonować bez rządu, a dziennikarze z lubością odnotowywali kolejne rekordy (od wyborów parlamentarnych dziś mija 530 dni, choć gwoli ścisłości rząd tymczasowy Yves’a Leterme’a, z ograniczonymi kompetencjami, przez ten cały czas istnieje). Jednak w starciu z kryzysem zadłużeniowym, którego ofiarą padło już pięciu premierów w strefie euro, przegra prawdopodobnie także belgijski bezrząd. Brak stałego gabinetu coraz mocniej odbija się na tym, jak inwestorzy postrzegają gospodarkę Flamandów i Walonów.

Trwa ładowanie wpisu

Rentowność 10-letnich obligacji wzrosła w środę do poziomu 5,61 proc., czyli najwyższego od listopada 2000 r., co przekład się na wyższe koszty obsługi długu. Jeśli do końca roku budżet nie zostanie uchwalony, co na razie jest bardzo wątpliwe, Belgia może być pierwszym krajem, który zostanie ukarany przez Komisję Europejską za nadmierny deficyt budżetowy. Podczas gdy wszystkie kraje Unii je zmniejszają, bez uzgodnionego planu oszczędności, Belgia zamiast planowanych w 2012 r. 2,8 proc. PKB deficytu będzie mieć 4,6 proc. (w tym roku 3,5 proc).
Reklama
Przy założeniu, że belgijska gospodarka będzie się rozwijać w przyszłym roku w tempie 0,8 proc., zejście do zakładanego poziomu deficytu wymagałoby wygospodarowania dodatkowych 11,3 mld euro. Ale sześć partii, które prowadzą negocjacje w sprawie utworzenia rządu, nie może się porozumieć, czy zdobyć te pieniądze dodatkowymi oszczędnościami, czy też – jak chce Di Rupo – przez podniesienie podatków.
Według oświadczenia pałacu królewskiego Di Rupo po spotkaniu z Albertem II poprosił o dodatkowy czas do namysłu. Problem w tym, że czasu do namysłu belgijskim politykom nie chcą już dawać rynki finansowe.

Trwa ładowanie wpisu