W 2011 roku 800-tysięczny Cypr z powodu rosnącego zadłużenia sektora bankowego może stanąć na granicy niewypłacalności. Nikozja ma podobne problemy do tych, z którymi borykają się Irlandia i Islandia.
"Jeśli nie rozpoczniemy konsolidacji finansów publicznych, czeka nas niewesoła przyszłość" - ogłosił szef cypryjskiego banku centralnego Atanasios Orfanidis. Swoje słowa adresował do polityków centrolewicowego rządu Dimitrisa Christofiasa, który nie kwapi się do zaciskania pasa. Nikozja ogłosiła właśnie, że przyszłoroczny deficyt budżetowy wyniesie 5,9 proc., choć w przedstawionym kilka miesięcy temu w Brukseli planie oszczędnościowym widniała cyfra 4,5 proc. Niezbyt dobrze wróży to sytuacji gospodarczej jednego z najmniejszych krajów UE i strefy euro.
Problemem są – podobnie jak w przypadku Irlandii i Islandii – banki. Obok turystyki są kołem zamachowym cypryjskiej gospodarki. Według ostrożnych szacunków w sumie zobowiązania takich gigantów jak Bank of Cyprus, Marfin Popular Bank czy Hellenic Bank przekraczają dziś cypryjskie PKB niemal siedmiokrotnie. Jeszcze groźniejsze są dziś dla Nikozji ciasne powiązania gospodarcze z Grecją – od dwóch lat najbardziej chorym państwem Starego Kontynentu.
Według cypryjskiego banku centralnego tamtejsze instytucje finansowe mają dziś ok. 5 mld euro w greckich obligacjach rządowych. Jeżeli dojdzie do restrukturyzacji zadłużenia zagranicznego Aten (co jest coraz bardziej realne) i helleńskie papiery pójdą pod młotek za 70 proc. swojej pierwotnej wartości, banki na Cyprze w jednej chwili stracą mniej więcej jedną czwartą swoich rezerw kapitałowych.
Reklama
To nie koniec złych wiadomości. W ubiegłym roku cypryjskie banki były bardzo popularne wśród greckich ciułaczy, którzy obawiali się krachu na rodzimym rynku finansowym i uciekali ze swoimi pieniędzmi na nieodleglą wyspę. Chętnie zaciągali tam też kredyty. Dlatego dziś ich zaangażowanie przekracza cypryjskie PKB 2,5 razy.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy wyliczył, że jeżeli sytuacja gospodarcza Grecji w najbliższych trzech lat dalej będzie się pogarszać, a liczba niespłacalnych kredytów wzrośnie, cypryjskie banki muszą liczyć się ze stratą kolejnych 20 – 25 proc. swojego kapitału. A ponieważ PKB maleńkiego Cypru to zaledwie 16,9 mld euro, trudno liczyć na to, by państwo mogło uratować niewydolny system bankowy z i tak zadłużonej publicznej kasy.
Tak dramatyczna sytuacja nie uszła uwadze rynków finansowych. W połowie listopada Standard & Poor's obniżył rating Cypru z A+ do A. Sama decyzja S&P wystarczyła, by rentowność 10-letnich cypryjskich obligacji musiała podskoczyć w ciągu kilku ostatnich tygodni z 3,8 do prawie 6 proc.
Teraz szef banku centralnego Atanasios Orfanidis obawia się, że wkrótce to samo mogą zrobić inne agencje. Wówczas Nikozji jeszcze trudniej będzie zrównoważyć o własnych siłach finanse publiczne, a Cypr może stać się wkrótce kolejnym krajem na garnuszku Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego.