Mijają dwa lata od wejścia Słowacji do strefy euro. Były to najtrudniejsze dwa lata w historii unijnej waluty. Jak z dzisiejszej perspektywy oceniana jest na Słowacji decyzja o przyjęciu euro?
MIKULÁŠ DZURINDA:
Nawet mimo skomplikowanej sytuacji strefy euro przyjęcie wspólnej waluty na Słowacji było słuszne. Spełnienie kryteriów z Maastricht było trudnym zadaniem. Zmusiło nas do konsolidacji finansów publicznych i podjęcia trudnych reform, ale m.in. właśnie dzięki nim nasz sektor bankowy jest zdrowy i w dobrej kondycji. Przyłączenie się do strefy euro oznaczało dla nas konieczność rezygnacji z własnych regulacji walutowych.
Nałożyło to na nas pewne zobowiązania, musimy dzielić odpowiedzialność. Bez większego wahania mogę jednak powiedzieć, że wieloletnie plusy przeważają nad krótkotrwałymi minusami. Mimo globalnego kryzysu na Słowację nadal napływały zagraniczne inwestycje, konkretnie w przemyśle motoryzacyjnym i elektrotechnicznym, a nasze członkostwo w strefie euro było postrzegane jako konkurencyjna przewaga kraju.
Słowacja została skrytykowana przez „stare” państwa Unii za odmowę pomocy dla Grecji. Oczywiście Słowacja wciąż jest uboższym państwem od reszty strefy euro, ale czy koszty polityczne nie będą wyższe? Może to zostać wypomniane podczas debaty nad następnym budżetem UE i kwestią funduszy strukturalnych.
Nie sądzę. Obecny słowacki rząd nigdy nie podważył solidarności w UE. Mieliśmy jednak zasadnicze zastrzeżenia do odsuwania problemu, zamiast odpowiednio go nazwać i znaleźć optymalne rozwiązanie. Zobowiązania, które podjęliśmy w chwili wejścia do UE, a także do unii walutowej, były i są dla nas przede wszystkim kwestią wartości. Poprzez nasze decyzje i kroki chcemy przyczyniać się do tego, aby i UE, i unia walutowa były zdrowe i funkcjonalne, aby wykazały się zdolnością znajdowania rozwiązań, które będą je umacniać, a nie osłabiać.
Decyzję o tym, by nie udzielić pożyczki Grecji, traktowaliśmy jako poszukiwanie momentu, w którym zasada solidarności przenika się z zasadą odpowiedzialności. Nie wiem, dlaczego mielibyśmy za to ponosić karę, kiedy w dodatku właśnie w tym kierunku toczą się dzisiaj procesy w UE. W kwestii nowej perspektywy finansowej wierzymy, że budżet UE w wystarczający sposób odzwierciedli pożądane wysiłki konsolidacyjne na szczeblu poszczególnych krajów członkowskich i całej UE, a zarazem zagwarantuje środki wystarczające do stabilnego wzrostu i umocnienia konkurencyjności UE.
Reklama



Jakie jest stanowisko Słowacji wobec niemieckiego pomysłu wpisania do traktatu lizbońskiego kar za notoryczne łamanie limitów deficytu budżetowego i długu publicznego?
Słowacja od początku opowiadała się za jasnymi i surowymi regułami zarządzania gospodarczego, służącymi jako podstawa do oceny rozwoju sytuacji w poszczególnych państwach. A to oznacza jednocześnie stworzenie systemu sankcji za ich nieprzestrzeganie lub za niewystarczające wysiłki mające na celu naprawę, jeśli rozwój sytuacji gospodarczej zmierza w złym kierunku.
Z zadowoleniem przyjmujemy to, że specjalna grupa ds. zarządzania gospodarczego, tzw. Task Force, doszła do kompromisowego rozwiązania. Nasze poglądy są bardzo zbliżone do niemieckich. Jeśli mają obowiązywać jakieś reguły, muszą być powiązane z gwarancjami ich przestrzegania.
Czy jeśli rozpocznie się debata na temat renegocjacji traktatu lizbońskiego, Słowacja będzie zgłaszać jakieś własne postulaty?
Zmiana traktatu lizbońskiego, w sprawie której rozpoczynają się dzisiaj rozmowy na szczycie UE, dotyczy tylko jasno określonego dodatku, który umożliwi krajom członkowskim strefy euro stworzenie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji. Nie sądzę zresztą, że rozsądne byłoby teraz otwieranie kwestii traktatu lizbońskiego jako takiego. Obowiązuje dopiero od niedawna i powinniśmy dać mu szansę. Istnieje jednak poważny powód, dla którego wspomniany dodatek należy przyjąć w ramach uproszczonej procedury.
Powód ten stanowią pewne niezdrowe tendencje ekonomiczne. Traktat lizboński jest rezultatem długotrwałego i złożonego procesu reformowania UE i niesie ze sobą daleko idące skutki. Samo jego wdrożenie jest trudnym procesem i nie odczuwamy potrzeby, by zmieniać rzeczy, które do tej pory nie zostały przedyskutowane.
Obroty handlowe między Słowacją a Polską są porównywalne do słowacko-węgierskich. Co stoi na przeszkodzie we współpracy między naszymi krajami?
W 2009 r. Polska była 6. największym partnerem Słowacji. Pod względem wartości słowackiego eksportu Polska jest na 4. miejscu. Rok 2010 rysuje się jeszcze bardziej obiecująco. Godna pochwały jest również dynamika wzrostu. Możliwościom wzajemnego handlu daleko jednak jeszcze do wyczerpania.
Wspieramy udział słowackich firm w prywatyzacji polskich przedsiębiorstw, z drugiej strony oferujemy Polsce doświadczenia związane z przyjmowaniam euro i zapraszamy polskich inwestorów do stabilnego słowackiego „eurośrodowiska”. Wspieramy również wchodzenie słowackich firm na giełdę w Warszawie. Wspólna przestrzeń oferuje mnóstwo możliwości, jej wykorzystanie leży tylko w rękach przedsiębiorców.
*MIKULÁŠ DZURINDA, minister spraw zagranicznych Słowacji