Rząd Prawa i Sprawiedliwości szuka własnego pomysłu na wypłatę jednorazowych dodatków dla emerytów i rencistów. Jak ustalił DGP, w zeszłym tygodniu zapadła decyzja, o tym że przygotuje własny projekt. Teraz w resorcie pracy trwają przygotowania nad szczegółowym rozwiązaniem. Z naszych informacji wynika, że dodatek mieliby otrzymać ci emeryci i renciści, których świadczenie nie przekracza wysokości przeciętnej emerytury – ok. 2 tys. zł. Deflacja powoduje, że waloryzacja wynikająca z przepisów będzie rekordowo niska. Poprzedni rząd prognozował, że wyniesie zaledwie 0,52 proc., ale wszystko wskazuje, że nawet ten szacunek był zbyt optymistyczny i faktycznie może wyjść zaledwie 0,04 proc. To w praktyce oznaczałoby, że dla najniższych emerytur podwyżka wyniosłaby zaledwie... 30 gr, a dla przeciętnych – 80 gr. Dopiero osoby, których świadczenie wynosi 2,5 tys. zł, mogłyby liczyć na złotówkę podwyżki. A najbogatsi emeryci dostający świadczenia w wysokości ok. 5 tys. zł otrzymaliby 2 zł podwyżki.
Skąd taki wynik? Wskaźnik waloryzacji składa się z dwóch danych dotyczących roku poprzedzającego waloryzację: średniorocznego wskaźnika inflacji i co najmniej 20 proc. realnego wzrostu płac. Jakub Borowski z Credit Agricole prognozuje, że wskaźnik inflacji w 2015 r. wyniesie -0,8 proc. (bo mamy deflację, czyli spadek cen), podczas gdy płace realnie wzrosną o 4,2 proc. Podobne są szacunki innych analityków. Rafał Benecki, główny ekonomista Banku ING, szacuje tegoroczną średnią deflację na 0,8–0,9 proc., a realny wzrost płac na ok. 4,5 proc. Główny powód utrzymującej się długo deflacji to kolejna fala spadków cen paliw. Rząd tymczasem, prognozując wydatki na waloryzację, założył w połowie roku, że deflacja wyniesie -0,2, a wzrost płac 3,6 proc.
Jeśli spełnią się prognozy analityków, a wszystko wskazuje, że tak się stanie, to różnica będzie znacząca, bo 20 proc. przeciętnego wzrostu płac wyniesie 0,84 proc., od czego trzeba jeszcze odjąć wskaźnik deflacji 0,8 proc., co właśnie daje 0,04 proc. Taki wynik ucieszyłby zapewne ministra finansów, bo oznacza spore oszczędności. Zamiast 940 mln zł wydałby na waloryzację tylko nieco ponad 70 mln zł, czyli ok. 6 mln zł miesięcznie. Warto przy tym zauważyć, że ZUS płaci za wysłanie do emerytów i rencistów informacji o podwyżce... 14,5 mln zł.
– Budżet na przyszły rok i tak jest trudny do złożenia. Trudno mi sobie wyobrazić jakąś ponadplanową waloryzację, chyba że zostanie zmodyfikowany kluczowy program, jakim jest wypłata dodatków wychowawczych. Bo na wszystko nie wystarczy pieniędzy, zakładając, że dodatkowe dochody mogą wynieść jakieś 12–13 mld zł – uważa Rafał Benecki.
Ale PiS ma na ten temat inne zdanie. Premier Beata Szydło zapowiadała w exposé podwyżki najniższych świadczeń. I stąd decyzja, żeby spodziewane oszczędności na waloryzacji przesunąć na jednorazowe dodatki do emerytur. Łącznie na ten cel rząd chciałby przeznaczyć ok. 2,3 mld zł. Dodatkowy bodziec to projekt ustawy o jednorazowych dodatkach emerytalnych, jaki zdążył już złożyć klub PSL. To powielenie propozycji poprzedniego gabinetu, której nie zdążono przegłosować. Przewiduje on, że osoby o najniższych świadczeniach, do 900 zł, dostałyby po 350 zł, a ci, których emerytura nie przekracza 1,1 tys. zł, otrzymaliby 300 zł. 200 zł trafiłoby do osób o świadczeniach do 1500 zł, a po 100 zł do tych, których emerytura nie przekracza 2000 zł.
Projekt jednorazowych dodatków przygotowany przez PiS te kwoty znacząco podwyższy, bo suma przeznaczona na ten cel będzie wyższa o 60 proc. Nie wiadomo, jednak, czy nowy rząd przyjmie identyczne progi wysokości świadczeń, czy wprowadzi własne. Jednak z zapowiedzi zmian wynika, że ogólny transfer kwoty przeznaczonej w budżecie łącznie na waloryzację i jednorazowe dodatki trafi głównie do rencistów i emerytów o najniższych świadczeniach.
– Ten pomysł ma zaletę i wadę. Zaletą jest to, że poprawi sytuację emerytów i rencistów w taki sposób, że nie podnosi na kolejne lata bazy dla przyszłych świadczeń, czyli nie ma niekorzystnego wpływu na finanse publiczne. Z kolei jeśli chcemy mieć rozwój, to trzeba zadać pytanie, na co wydawać pieniądze ze środków publicznych, by ten rozwój przyspieszać. Myślę także, że jeśli chcieć koniecznie wydać te pieniądze, to lepiej dofinansować taką kwotą ochronę zdrowia – podkreśla dr Jakub Borowski.
Niewykluczone jednak, że i w 2017 r. rząd będzie musiał stosować jakiś specjalny tryb podwyższania emerytur, bo wskaźniki, na podstawie których robi się to ustawowo, nadal będą niskie. Według Rafała Beneckiego w przyszłym roku inflacja może średnio wzrosnąć do 1,3 proc. – nadal to będzie niska wartość. To, co może podciągnąć w górę wskaźnik waloryzacji, to wzrost płac. Benecki uważa, że w przyszłym roku może on wynieść 4,5 proc. średnio w roku.
– Jednak jest co do tego duża niepewność. Co prawda są regiony Polski, w których już trudno o pracowników, ale przy tak dużym udziale umów śmieciowych na rynku pracy substytutem podwyżki może być zatrudnianie na etat. Drugi czynnik to bardzo duży popyt na pracę imigrantów, który też może osłabiać presję na wzrost wynagrodzeń – uważa ekonomista.
0,52 proc. wynosi rządowa prognoza waloryzacji rent i emerytur w 2016 r.
0,04 proc. może wynieść waloryzacja w 2016 r., jeśli spełnią się prognozy analityków
2,3 mld zł mniej więcej tyle wyda na jednorazowe dodatki dla emerytów rząd PiS