Czy emerytury i renty będą waloryzowane po nowemu? Ustalenie nowych zasad rozważa minister pracy i polityki społecznej. Obecnie świadczenia rosną o wskaźnik inflacji i 20 procent realnego wzrostu płac. W efekcie osoby najbiedniejsze otrzymują podwyżkę wynoszącą na przykład, tak jak w tym roku, około 30 złotych a najbogatsi 140 złotych. Zgodnie z propozycją ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza świadczenia waloryzowane byłyby wszystkim o inflację a tylko najbiedniejszym dodatkowo o realny wzrost płac. Pomysł ten minister chce skonsultować z pracodawcami i związkowcami



Reklama

O ile pracodawcy uważają, że pomysł jest godny rozważenia, to związkowcy mocno go krytykują. Jak powiedziała IAR wiceprzewodnicząca OPZZ Wiesława Taranowska, najniższe świadczenia trzeba podnieść. Nie może to jednak odbywać się kosztem innych emerytów. Byłoby to okradaniem tych, którzy wypracowali sobie wyższą emeryturę i musieliby za to słono zapłacić. Nie dostaliby waloryzacji całkowitej a jedynie inflacyjną czyli zostaliby okradzeni z tych dwudziestu procent - podkreśla rozmówczyni Informacyjnej Agencji Radiowej. Dodaje, że państwo nie może przerzucać opieki nad najbiedniejszymi na emerytów.



Z kolei Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan mówi IAR, że na podniesienie najniższych świadczeń skądś trzeba wziąć pieniądze. Dodaje, że z pewnością nie można powtórzyć sytuacji z 2012 roku, kiedy emerytury i renty waloryzowane były kwotowo, czyli każdemu po równo. Nie można też dodatkowo opodatkować tych, którzy pracują, bo już dzisiaj 1/5 wynagrodzenia jest oddawana w postaci składek emerytalnych. Pomysł ministra Kosiniaka-Kamysza jest więc całkiem sensowny - ocenia Jeremi Mordasewicz.

Jak wyjaśnia, można zmienić dotychczasową waloryzację tak, by inflacja nikomu nie zjadła wartości emerytur. Waloryzowanie zaś świadczeń dodatkowo o 20 procent realnego wzrostu wynagrodzeń nie jest wymagane przez prawo - zwraca uwagę Jeremi Mordasewicz. Dodaje, że w ubiegłym roku zebrano 110 miliardów składek emerytalnych. Na świadczenia emerytalno-rentowe trzeba było wydać aż 190 miliardów. Do emerytur i rent trzeba więc było dołożyć 80 miliardów złotych.

Najniższe świadczenie wypłacane przez ZUS wynosi obecnie 831 złotych. Taką kwotę co miesiąc pobiera około 470 tysięcy emerytów i rencistów.