Oficjalnie nikt nic nie wie o konkretach. Jednak wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz, który jest jednocześnie szefem śląskiej Platformy Obywatelskiej przyznaje w "Dzienniku Zachodnim", że prace nad zmianami w systemie emerytur górniczych trwają.
Spokojni o przyszłość mogą być górnicy pracujący bezpośrednio przy wydobyciu. Stracą je osoby nie mające styczności z wydobyciem - mówi Tomczykiewicz.
Prace nad zmianami mają się toczyć w resorcie pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jednak związkowcy skarżą się, że nic o nich nie wiedzą.
Nie wiemy, co o tym sądzić. Wicepremier Waldemar Pawlak zaprzecza, jakoby prace nad zmianami trwały, a minister pracy zapowiada, że już w 2013 roku mogą wejść w życie - mówi Jarosław Grzesik - szef sekcji górniczej śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce jest dużo radykalniejszy w swoich wypowiedziach. Mieszanie w górniczych emeryturach to bomba zegarowa. Skończy się górniczymi protestami. A przecież już nie raz pokazaliśmy, że potrafimy się bronić - zapowiada Wacław Czerkawski.
"Dziennik Zachodni" pisze, że w tej chwili w resorcie pracy trwa ustalanie listy stanowisk, na których pracownicy górnictwa zachowają przywileje, np. możliwość odejścia na emeryturę po 25 latach pracy. Miałoby to dotyczyć około 20 procent załogi.
Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, który przez całe życie zawodowe jest związany z górnictwem podkreśla, że obowiązujące przepisy emerytalne powstawały w zupełnie innej rzeczywistości. Dziś w naprawdę trudnych warunkach pracuje 15-20 proc. załogi. Cała reszta to już inni ludzie, o wysokich kwalifikacjach i diametralnie innych warunkach pracy.
Według "Dziennika Zachodniego", w 2010 roku średnia emerytura górnicza wyniosła 3,4 tysiąca złotych.