Czemu ma to służyć? Jeśli rekompensatom, to przypominam, że kobiety już je mają. Podczas urlopów wychowawczych mają opłacane składki. Emerytura jest im wyliczana według tej samej tabeli prognozowanej długości życia po zakończeniu pracy. Co oznacza, że nawet jeśli zarabiały trochę mniej, to w efekcie dostają świadczenia nieco wyższe, niżby to wynikało z zarobków. Pomysł PSL będzie niósł za sobą tylko koszty.
Biorąc pod uwagę obecną liczbę kobiet na emeryturze i średnią dzietność – 1,4 dziecka – to przy założeniu dopłaty po 100 zł miesięcznie dałoby to w sumie 5 mld zł rocznie, a 150 zł miesięcznie – 7,5 mld zł. Taki byłby koszt rozwiązania, gdyby działało w obecnym systemie. Tyle że za 20 lat, kiedy w życie miałaby wejść cała znowelizowana ustawa, kobiet pobierających te świadczenia ma być o 40 proc. więcej niż obecnie, czyli koszty będą rosły, nie malały.
Nie będzie skuteczny. Inne czynniki o tym decydują – m.in. wysokość dochodów i możliwość powrotu do pracy po urodzeniu. Uważam, że taki system spowoduje, że w przyszłości młodzi ludzie będą obciążeni dodatkowym podatkiem. To może jedynie zniechęcić do powiększania rodzin.