"Prawdą jest też, że ani Europa, ani euro nie upadną z powodu Grecji. W rzeczywistości los wspólnoty zdecyduje się w jednym z jej krajów założycielskich. Podczas gdy wszyscy widzowie jak urzeczeni patrzą na Ateny i przecierają oczy ze zdziwienia, kilkaset kilometrów dalej rozpoczął się prawdziwy finał europejskiego kryzysu zadłużenia. Niezależnie od Hellady, to we Włoszech zapadnie decyzja, czy euro i Wspólnota mogą przetrwać, czy też nie" - pisze "Sueddeutsche Zeitung".

Reklama

Według gazety pożegnanie Grecji z euro byłoby do wytrzymania. "Jednak piękna, dumna Italia ma o wiele bardziej decydujący wymiar: 60 mln mieszkańców, trzecia co do wielkości gospodarka strefy euro i 1200 miliardów euro długów. Bankructwa tego kraju klub euro nie jest w stanie znieść politycznie i gospodarczo" - dodaje.

Jak pisze "SZ", kryzys we Włoszech jest dramatyczny, a winę za to ponosi rząd premiera Silvio Berlusconiego. "W greckim zamęcie prawie nie zauważono, że premier Silvio Berlusconi tylko warunkowo zgadza się, że musi oszczędzać i reformować. Przyciśnięty do muru przyznał wprawdzie niedawno, że Włosi żyli trochę ponad stan. Ale dla tego aktywnego, ruchliwego polityka to żaden powód do działania" - ocenia dziennik. Przypomina, że gdy pod koniec zeszłego tygodnia Rzym wyemitował obligacje, by sfinansować swoje długi, odsetki wzrosły do rekordowej wysokości.

"Spirala zadłużenia będzie się kręcić coraz szybciej, dopóki Berlusconi nie zacznie oszczędzać i reformować - albo nie zostanie do tego zmuszony" - dodaje. Według "SZ" jest tylko jedna osoba, która może zmusić premiera Włoch do działania albo do ustąpienia: nowy szef Europejskiego Banku Centralnego Włoch Mario Draghi, który może zagrozić, że EBC nie będzie skupował włoskich obligacji, jeśli rząd nie przeprowadzi reform.