Szanse, by ARiMR wyrobił się na czas z akcją zbierania wniosków i oceniania ich są nikłe - pisze gazeta. Terminy cisną. Jeśli nie zostaną dotrzymane, Unia nie da pieniędzy. W grę bowiem wchodzą dopłaty przewidziane w budżecie Unii na lata 2007-2013. Mamy już 2008 rok, tymczasem agencja nie zbiera wniosków o dopłaty za poprzedni rok. Jeśli ARiMR się nie pospieszy, wielu rolników straci dotacje.

Na początku stracą młodzi rolnicy, czyli ci, którzy założyli gospodarstwa w 2007 roku. Za chwilę przestaną być uważani za debiutantów i tym samym bezpowrotnie stracą prawo do dotacji na rozwój nowych gospodarstw. To właśnie oni powinni złożyć wnioski do końca lutego. Tymczasem nie ma na to szans, bo ARiMR nie dysponuje nawet systemem komputerowym, który usprawniłby pracę urzędników.

Reklama

Stracić mogą również starsi rolnicy, którzy chcą pieniędzy na unowocześnienie swoich gospodarstw. Regionalne oddziały agencji zalegają z wnioskami, które były składane jeszcze w listopadzie. Dochodziło wówczas do dantejskich scen. Przez bałagan w ARiMR ludzie stali w gigantycznych kolejkach całymi nocami. Od tamtej pory nic się w rolniczych agendach nie zmieniło. Wszystko złatwiane jest po terminie, a stosy dokumentów do rozpatrzenia nie maleją.

"Rzeczpospolita" pisze, że rolnicy zostaną na lodzie. Wielu z nich, licząc na dotacje, kupiło już nowe maszyny. Rolnicy kupowali sprzęt nawet za kilkaset tysięcy złotych, myśląc, że ARiMR zwróci im te pieniądze. Niestety, mogą się przeliczyć.

W agencji ogłoszono coś w rodzaju stanu wyjątkowego. Nowy prezes ARiMR Dariusz Wojtasik nakazał urzędnikom pracować na trzy zmiany, nawet w soboty i niedziele. Prezes tłumaczy, że to nie jego wina, bo w ARiMR jest dopiero od stycznia. O zaniedbania oskarża poprzednie władze, które - jego zdaniem - nie zrobiły nic, by nie stracić unijnych pieniędzy na rolnictwo w latach 2007-2013. A wsparcie miało być naprawdę gigantyczne. Miało sięgać w sumie 17 miliardów euro.