Na początku października Sejm zacznie prace nad projektem ustawy o zakazie handlu w niedzielę. To oznacza, że jeszcze jesienią powinny ruszyć konsultacje społeczne. Branża handlowa nie może się ich doczekać, chcąc wykazać jego niedoskonałości. Okazuje się, że znajdzie partnera w NSZZ „Solidarność”, który przygotował dokument. Związek zapewnia, że jest otwarty na dialog i jeśli padną zasadne argumenty, jest skłonny poprzeć proponowane zmiany.
Najwięcej kontrowersji budzą zapisy ustawy dotyczące tego, co grozi właścicielowi sklepu za złamanie zakazu handlu. – Projekt jest bardzo restrykcyjny pod tym względem. Wprowadza nie tylko karę ograniczenia, ale też pozbawienia wolności do dwóch lat – zauważa Agnieszka Durlik-Khouri z Krajowej Izby Gospodarczej i dodaje, że jeśli izba zostanie poproszona o wypowiedzenie się w tej sprawie, to skrytykuje ten przepis. – Nie bardzo wiadomo, dlaczego akurat ta ustawa ma być tak penalizowana – podkreśla. I dodaje, że w sytuacji, gdy wejdzie w takim kształcie, właściciel sklepu będzie surowiej traktowany od przemytnika papierosów, tego działającego w pojedynkę, a nie w zorganizowanej grupie przestępczej.
Podczas konsultacji zwrócimy uwagę na skutki ekonomiczne regulacji, ale też na zbyt dużą restrykcyjność – komentuje Maciej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. W innych krajach Europy, w których obowiązuje zakaz handlu w niedzielę, jego łamanie nie jest tak surowo karane, jak miałoby to być w Polsce.
Reklama
Alfred Bujara, przewodniczący sekcji handlu detalicznego NSZZ „Solidarność”, zauważa jednak, że przepisy ustanawiają też grzywnę, która będzie wymierzana w pierwszej kolejności. Kara ograniczenia lub pozbawienia wolności jest przewidziana dla tych, którzy będą uporczywie łamać zakaz. – Widzimy jednak, jak duże emocje wzbudza w środowisku ten przepis. Dlatego nie wykluczamy, iż moglibyśmy poprzeć wniosek branży o jego złagodzenie. W zamian widzimy grzywnę uzależnioną od wielkości obrotu sklepu. Muszą jednak paść dobre argumenty – zapowiada Alfred Bujara.
Reklama
Jego zdaniem nieco niepokojąca jest dyskusja, która w ostatnim czasie rozgorzała na ten temat. – Rodzi się pytanie, po co faktycznie środowisko handlowe o to zabiega. Czyż z góry pracodawcy zakładają nieprzestrzeganie ustawy – zastanawia się głośno. Przyznaje, że łagodniejsza kara była przewidziana w pierwszej wersji projektu. Wymagałaby jednak zmian w innych ustawach. Wzięto też pod uwagę obawy kupców, że sama grzywna nie powstrzyma sieci przed otwieraniem placówek w ostatni dzień tygodnia. I jeszcze tę, że jednakowa kara pieniężna dla wielkiej sieci i małego sklepiku byłaby niesprawiedliwa. Dlatego Solidarność odeszła od tego pomysłu.
Kontrowersje w branży handlowej budzi też objęcie zapisami ustawy osób prowadzących działalność w oparciu o umowę franczyzy czy agencji. Szczególnie że jak wynika z danych firmy analitycznej PROFIT system, w ten sposób prowadzonych jest 71 tys., z ok. 300 tys. placówek działających na rynku handlowym. Do tego wiele z nich funkcjonuje na takich samych zasadach, jak sklepiki prowadzone przez przedsiębiorców działających na własną rękę: franczyzobiorcy sami obsługują klientów, nie zatrudniając do tego innych pracowników. – Przyglądamy się z dużą uwagą przepisom w tym zakresie. Docierają do nas sygnały na temat umów, jakie obowiązują franczyzobiorców. Są sieci, które uzależniają wypłatę prowizji od liczby godzin, w których sklep jest otwarty. Ustanowienie wolnej niedzieli dla takich właścicieli oznaczałoby, że nie wypracują niezbędnego minimum. Z drugiej strony docierają do nas ich głosy, że chcą niedziele spędzać z rodzinami. Będziemy szukać sposobu, który rozwiąże ten problem – komunikuje Alfred Bujara.
Prawnicy podnoszą jeszcze jeden problem – niezgodności przepisów projektu z konstytucją. Ustawa wymienia, kto jest nią objęty, a kto jej nie podlega, nie wskazując przyczyny tego. – Różnicowanie sytuacji prawnej podmiotów równych sobie bez względu na wyraźne kryterium stanowi naruszenie zasady sprawiedliwości społecznej i zasady równości – podkreśla w swojej opinii prof. dr hab. Marek Chmaj z kancelarii Chmaj i Wspólnicy.

Kto zyska, a kto straci na zakazie

Zakaz handlu w niedzielę ma objąć super- i hipermarkety, podmioty działające na rzecz handlu oraz sklepy prowadzone przez przedsiębiorców działających w oparciu o umowę franczyzy czy agencji. Kto zatem nie straci na nowym ograniczeniu? Wyjęci spod regulacji mają zostać przedsiębiorcy prowadzący biznes na własny rachunek, stacje paliw, piekarnio-ciastkarnie położone przy zakładach produkcyjnych, ale tylko do 13.00, jednokondygnacyjne kioski do 50 mkw., które specjalizują się w prasie, biletach i wyrobach tytoniowych, sklepy z pamiątkami i dewocjonaliami, w których obroty z tych produktów stanowią 30 proc., sklepy w hotelach, szpitalach, ośrodkach kultury i o przeznaczeniu turystycznym, na dworcach, w portach lotniczych, ale tylko do wielkości 25 mkw., apteki, kwiaciarnie do 50 mkw. (o ile sprzedaż kwiatów stanowi co najmniej 30 proc. miesięcznego obrotu).
Co więcej, projekt dopuszcza kilka niedziel handlowych w roku: dwóch ostatnich przypadających przed świętami Bożego Narodzenia (przy czym jeśli Wigilia przypada w niedzielę, to handel jest dozwolony do godziny 14.00), w ostatnią przed Świętami Wielkanocnymi, ostatnią stycznia, czerwca, sierpnia oraz pierwszą lipca.