Do wspólnego przewidywania przyszłości zaprosiliśmy Waldemara Kuczyńskiego, byłego ministra przekształceń własnościowych, Witolda Orłowskiego, byłego szefa zespołu doradców ekonomicznych prezydenta RP, Andrzeja Sadowskiego, wiceprezydenta Centrum im. Adama Smitha, Roberta Gwiazdowskiego, prezydenta Centrum im. Adama Smitha i Ryszarda Petru, przewodniczącego Towarzystwa Ekonomistów Polskich i partnera PwC. Każdy z nich miał za zadanie odpowiedzieć na te same pytania - tych było pięć. Dotyczyły kwestii m.in. płac, bezrobocia i rynku pracy oraz inflacji i cen, w tym podstawowych produktów jak paliwo i żywność, a także zmian wysokości stóp procentowych. Pytaliśmy także, czy uda się w 2014 roku zrealizować budżet bez nowelizacji, a także - co wywołuje największe dyskusje społeczne - jak zachowają się Polacy, kiedy przyjęta zostanie ustawa o zmianach w OFE.
Budżet i jego nowelizacja
Na początek uzupełnienie. Unijny komisarz oceniał, że wahania polskiego deficytu do 2015 roku będą spowodowane przede wszystkim planowaną reformą systemu emerytalnego. Z jego szacunków wynikało, że planowany transfer aktywów z drugiego filaru systemu emerytalnego stanowić będzie ok. 8,5 proc. PKB pod względem ogólnej wartości. Ale choć zgodnie z unijnymi zasadami będzie to przychód do budżetu, to jednak nie oznacza to końca kłopotów.
- To może być budżet z trudnościami, bo przecież wpływ na niego będą miały inflacja, wydatki unijne, by wymienić tylko te najważniejsze czynniki - mówi Ryszard Petru. Od razu uspokaja jednak, że nowelizacja budżetu na 2014 rok nie powinna być konieczna, tym bardziej, że pod koniec roku ten można nieznacznie przykroić. - Część środków, a myślę tu o 10-20 mld zł, przesunąć bez potrzeby nowelizacji przecież zawsze można - przekonuje.
Ewentualnej nowelizacji budżetu w 2014 roku nie biorą z kolei pod uwagę Robert Gwiazdowski, Witold Orłowski i Waldemar Kuczyński. Przekonują, że jest on dość ostrożnie założony, podobnie jak ostrożnie była przygotowana nowelizacja budżetu w tym roku. - Ba, zaczyna się potwierdzać, że jakby rząd stanął na głowie, to może w ogóle nie byłoby takiej potrzeby w tym roku. Można byłoby zmieścić się w deficycie - ocenia Witold Orłowski. Jeszcze większym optymistą okazuje się Waldemar Kuczyński: - Być może wynik pod koniec 2014 roku będzie wyższy niż zostało to założone, bo przecież polska gospodarka już zaczęła się rozkręcać.
Przeciwnego zdania jest natomiast Andrzej Sadowski. Według niego, budżet opiera się na fałszywym założeniu. - Ono mówi, że podwyżki podatków i akcyz (po 1 stycznia 2014 roku wzrośnie akcyza na alkohol i wyroby tytoniowe - przypis red.) doprowadzą do zwiększonych wpływów, a przecież będzie odwrotnie. Uaktywnią się nielegalnie działające firmy. Pytanie tylko, na ile wpływy do budżetu będą niższe? - zastanawia się. Jeśli wartości te będą znaczne, to budżet trzeba będzie nowelizować, zastrzega.
Ceny i inflacja
Najdotkliwiej rynkowe zmiany odczuje w 2014 roku domowy budżet. Okazuje się, że szybciej niż w 2013 roku może drożeć żywność. I o ile część analityków wzrost cen szacuje na około 1 proc., to inni mówią nawet o podwyżce wynoszącej 3,1 proc. - nawet przy założeniu, że nie będzie wielkich klęsk żywiołowych czy zawirowań na rynkach walutowy.
Wszyscy są zgodni, że najbardziej wzrosną jednak koszty zakupu tych dóbr, których ceny reguluje państwo. Po Nowym Roku wyższe rachunki Polacy zapłacą za gaz (choć niższe za prąd). Zdrożeją także alkohol i wyroby tytoniowe - z powodu podniesienia stawek podatku akcyzowego od 1 stycznia za półlitrową butelkę wódki trzeba będzie zapłacić o 2 zł więcej, a paczkę papierosów - o 1 zł.
Ale niewykluczone jest też, że w górę - i to znacznie, bo nawet o 3,9 proc. - pójdą także ceny paliw, choć w tym ostatnim punkcie opinie są podzielone. Robert Gwiazdowski uważa, że tego w ogóle nie należy się spodziewać. - Amerykanie rzucają na rynki swoją ropę i poziom cen powinien się utrzymywać na tym samym poziomie - mówi.
- Nie potrafię odpowiedzieć, czy paliwo zdrożeje. To jest przede wszystkim kwestia polityki Orlenu, który na życzenie rządu był w stanie obniżyć ceny w tym roku, choć nie miało do ekonomicznego uzasadnienia - uchyla się od odpowiedzi Andrzej Sadowski. - To są decyzje polityczne. Tu analiza ekonomiczna zawodzi - podkreśla.
Nie mniejszy kłopot eksperci mają z prognozowaniem wysokości inflacji w 2014 roku. Dokładnych szacunków - poza Ryszardem Petru - unikają jak ognia.
- Wydaje się, że wraz ze wzrostem aktywności gospodarczej inflacja, która jest teraz bardzo niska, pójdzie w górę. I nie uważam, żeby to stanowiło jakieś zagrożenie - przekonuje Waldemar Kuczyński. Jest zdania, że z punktu widzenia budżetu państwa może to być plusem. - Jeśli inflacja jest bardzo niska i nieco rośnie, to jest jak z dolaniem oleju do silnika, który tego potrzebował. Może być tylko lepiej - wyjaśnia.
Zdaniem Ryszarda Petru inflacja powinna być bliżej celu NBP, czyli na poziomie 2,5 proc. Z danych rynkowych analityków wynika, że średnioroczna inflacja powinna być na poziomie 1,7 proc.
Bezrobocie i rynek pracy
Dobra wiadomość! Są szanse, że w 2014 roku lepsze będą zarobki. Jak ocenia część ekspertów, płace w firmach mogą wzrosnąć średnio o blisko 4 proc., co - jeśli uwzględni się inflację - może dać realny wzrost na poziomie ponad 2 proc. Oznacza to, że nominalny wzrost płac mógłby być najwyższy od 2008 roku!
Ma to być możliwe dzięki ogólnej poprawie na rynku pracy. Odbicie rozpoczęło się już w połowie 2013 roku i ma trwać nadal, bo - jak podkreślają Robert Gwiazdowski i Waldemar Kuczyński - gospodarka jest w stanie rozruchu. I co nie mniej ważne, spowodowany jest on i przez wewnętrzne źródła, czyli np. popyt konsumpcyjny, jak i przez źródła zewnętrzne - dobra jest w ogóle sytuacja w strefie euro.
Mimo to powodów do huraoptymizmu brak. - Nie ma mowy o gigantycznym spadku bezrobocia, jaki miał miejsce np. w 2005-2006 roku - zastrzega Witold Orłowski. Ryszard Petru dodaje: - Nadal będzie to rynek pracodawcy, a nie pracownika, co może się zmienić dopiero w 2015 roku, kiedy pełną parą ruszą inwestycje publiczne i prywatne.
Te argumenty nie przekonują jednak Andrzeja Sadowskiego, który 2014 roku na rynku pracy widzi tylko w ciemnych barwach. - Rząd póki co planuje podwyżkę opodatkowania pracy w Polsce i można oczekiwać, że w ślad za tym bezrobocie będzie wzrastać - ucina dalszą dyskusję.
Stopy procentowe
To największa niewiadoma 2014 roku. Podczas gdy Witold Orłowski nie widzi podstaw do zmiany stóp procentowych (Rada Polityki Pieniężnej jest bardzo ostrożna - uważa), to Waldemar Kuczyński i Ryszard Petru spodziewają się ich w czerwcu-lipcu. - Jest duże prawdopodobieństwo, że stopy pozostaną bez zmian do połowy 2014 roku. Potem to się może zmienić, a ich wzrost będzie napędzany przez eksport netto, wzrost prywatnych inwestycji i wydatków konsumpcyjnych - prognozują.
Ryszard Petru zakłada przy tym, że pod koniec roku stopy procentowe mogą być na poziomie 3 proc., czyli o 0,5 pkt. proc. wyższe niż obecnie. Pozostali eksperci nie zabrali głosu w tej kwestii.
OFE
Emerytura powierzona w części OFE albo w całości ZUS-owi? Zdaniem ekonomistów rewolucji nie będzie, a większość Polaków i tak zostanie w ZUS.
Prezydent w piątek podpisał ustawę zmieniającą zasady odkładania na emeryturę, ale jednocześnie skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego.
- Z ostatnich badań CityBanku wynika, że jedynie 14 proc. Polaków deklaruje pozostanie w OFE - przywołuje dane statystyczne Robert Sadowski. Przekonuje, z punktu widzenia polskiego emeryta, fakt, czy wybierze ZUS, czy OFE, nie ma większego znaczenia. - Emerytury od tego nie będzie miał większej - uważa. Z wyliczeń Roberta Gwiazdowskiego wynika, że środki na emerytury w OFE będą niższe o 2,5 proc. niż jeśli trafią do ZUS. - Wie pani, ile to będzie na złotówki? Jak dobrze pójdzie, to 9-10 zł miesięcznie - wskazuje.
Całego zamieszania wokół OFE i ZUS nie rozumie także Witold Orłowski. Jego zdaniem, to w rzeczywistości zmiana jednego rodzaju zobowiązań emerytalnych na inne. - Histeria temu towarzysząca - a to, że prywaciarze kradną pieniądze, a to, że rząd kradnie oszczędności - to przesada. Jedno i drugie to nieprawda - uważa.
- Tak czy owak, emerytury będą niskie. Dla ludzi, którzy chcą żyć godnie, rozwiązaniem mogą być albo oszczędności, albo dłuższa praca. To podstawowa informacje, która powinna wynikać ze wszystkich tych rozmów - podkreśla.
Zdaniem Waldemara Kuczyńskiego konsekwencje zmian - jeśli te faktycznie wejdą w życie - będą przede wszystkim dla OFE. Już teraz widać, że ten segment kapitałowy się bardzo skurczył. W ślad za tym można się spodziewać dużych wyprzedaży akcji na giełdzie. - Należy oczekiwać, że w perspektywie długoterminowej polska giełda stanie się mniej atrakcyjna dla inwestorów zagranicznych - kwituje Ryszard Petru.