Co pan będzie teraz robił?
Idę do Sejmu.
Pilnować otwartych funduszy emerytalnych?
Także.
Będzie pan szeregowym posłem PO. Nie myśli pan o kandydowaniu do Parlamentu Europejskiego czy Komisji Europejskiej?
Nie przemyślałem planów do końca. Te plany nie są też przemyślane przez inne osoby, od których zależą, więc nie będę się teraz wypowiadał na ten temat. Przez ostatnie trzy miesiące zajmowałem się trzema rzeczami: OFE, OFE i OFE. Żartowałem. OFE też, lecz także budżetem i przyspieszeniem rozwoju polskiej gospodarki. Efekty już widać.
Jaki jest bilans pana pracy w Ministerstwie Finansów?
Wzrost produktu krajowego brutto o 20 proc. w ciągu tych lat. To najlepszy wynik w całej Europie i OECD. Druga rzecz to piąty najniższy w Europie wzrost długu publicznego do PKB, i to mimo dodatkowych obciążeń wynikających z OFE. To dało połowę – 5 pkt proc. – wzrostu relacji długu do PKB. Druga połowa to konieczność dofinansowania projektów unijnych. To akurat cieszy.
A co pan powie osobom, które twierdzą, że odchodzi minister, który najbardziej zadłużył Polskę?
To mit, z którym staramy się walczyć od lat. Liczy się relacja długu do PKB, a nie dług nominalny. Przecież właśnie relację długu do PKB podają w swoich statystykach i prognozach międzynarodowe instytucje, jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Komisja Europejska. Co więcej, w traktatach unijnych i w polskiej konstytucji limity też są podane jako relacja długu do PKB. Mówienie o nominalnym długu to demagogia. Za mojej kadencji mieliśmy wzrost długu w relacji do PKB niższy niż w 23 krajach UE. To chyba powód do dumy, a nie rozpaczy. Jednak rozumiem, że nawiązuje pan do licznika Leszka Balcerowicza. Połowa wzrostu słusznie jest na tym liczniku, bo mamy ją właśnie dzięki OFE, czyli Balcerowiczowi.
Ale on mówi, że pan nie zrobił tego, co trzeba było zrobić, by dług był mniejszy.
Mniej mogliśmy zmienić, niż chcieliśmy, bo trzy lata trzeba było poświęcić na naprawianie OFE. Gdyby nie to, moglibyśmy dokonać także innych zmian, oprócz m.in. stopniowego podwyższenia wieku emerytalnego. Rząd nie ma nieograniczonych możliwości politycznych.
Jest jednak argument, że nie robiliście innych zmian, bo baliście się skutków politycznych.
To argument tych samych ludzi, którzy grożą nam politycznymi skutkami reformy OFE, których jakoś się nie baliśmy.
Rząd nie potknie się na OFE? Jerzy Buzek wypowiedział się bardzo krytycznie o zmianach, Leszek Balcerowicz zaczyna dopingować posłów, by za nimi nie głosowali.
Szantażować, nie dopingować, nazwijmy to po imieniu. Ja nie mam obaw, że projekt nie będzie uchwalony. Na szczęście nie wystarczy krzyczeć i używać demagogicznych argumentów, by zatrzymać potrzebne reformy. System OFE w fundamentalny sposób destabilizuje finanse publiczne, i to nie tylko w krótkim, ale także w długim okresie. Zanim będziemy mogli pójść z nowymi reformami, musimy posprzątać podwórko.
A czy nowy minister nie będzie w pana cieniu? Dymisjonowany jest wicepremier, który trząsł rządem, nowym szefem resortu zostaje ekonomista, ekspert z rynku.
Wicepremierem jestem dopiero od dziewięciu miesięcy. Do tego, gdy rozpoczynałem pracę, to – jak dobrze pamiętam – 75 proc. ludzi miało dobrą opinię o mojej poprzedniczce Zycie Gilowskiej, a 5 proc. – o mnie. Można powiedzieć, że też byłem w jej cieniu. Cytując klasyka: ministra finansów poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna.
Nie uwiera pana, że odchodzi pan jako minister czasów kryzysu?
Cieszę się, że mogę oddać pałeczkę w resorcie, gdy widać, jak kryzys mija. Świadczy o tym nasz wzrost w III kw. o 1,9 proc. Mogę powiedzieć, że Brytyjczycy, którzy w tym samym czasie osiągnęli zaledwie 1,5 proc. wzrostu, uważają, że są w raju. Dla nich to wspaniałe przyspieszenie, a my uważamy, że nasz wynik to dalej jeszcze spowolnienie. Jak się okazuje, w kwestii wzrostu Brytyjczycy są żywiołowi, a my wykazujemy się brytyjską flegmą. Może przy tym wzroście nie powinniśmy być tacy wstrzemięźliwi. Najlepszym sygnałem jednak jest podwyższanie prognoz rozwoju naszej gospodarki przez takie organizacje, jak OECD czy MFW, do 2,7 proc. PKB w przyszłym roku. Może się okazać, że to tylko początek poprawy. Ostatnia ocena misji MFW mówi, że nasza polityka gospodarcza jest niemal idealna.
Skoro jest tak dobrze, to może uzasadnione są obawy w związku ze zmianami. Że wicepremier kasjer zastępuje wicepremiera księgowego i jest groźba dwóch lat wyborczego rozdawnictwa publicznych pieniędzy.
Mamy od kilku lat wdrożoną politykę, która powoduje, że przy przyspieszającym wzroście deficyt będzie spadał. Jedna z ciekawych prognoz MFW mówi, że w przyszłym roku oprócz efektów przesunięcia aktywów z OFE deficyt spadnie do 3,5 proc. PKB z 4,6 proc. w tym roku. To jest znaczące obniżenie.
Czyli niemal spełniamy kryterium z Maastricht?
Prawie. Nie będzie rozdawnictwa, bo mamy takie mechanizmy, jak np. reguła wydatkowa trzymająca w ryzach finanse publiczne. Nominacja premier Bieńkowskiej jest nastawiona na to, by jak najskuteczniej wydawać pieniądze z Brukseli. Można powiedzieć, że księgowy w dużej mierze zrobił swoje. Choć minister Szczurek będzie musiał pilnować tej kasy, bo presja ze strony różnych grup zawsze istnieje. A teraz przyszedł czas na wicepremier, jak ją pan nazywa: kasjera, która zapewni, że te pieniądze będą wydawane, by najlepiej wesprzeć wzrost.