W przyszłym roku Andrzej dobije do czterdziestki. W rozmowach często wałkuje temat, że to ostatni moment, żeby osiągnąć dobrą pozycję w pracy. I właśnie dlatego podjął ważną decyzję. - Rozwiązałem umowę z państwową firmą, z która byłem związany od ponad dekady. W zerwaniu pomogła mi coraz większa presja na osiąganie wyników, polityczne roszady, trudne relacje z pracownikami z partyjnego nadania oraz pogarszająca się atmosfera. Zostałem freelancerem, będę się utrzymywał ze zleceń. Planuję też nagrywanie podcastów - mówi.
Chęć działania na własny rachunek była podyktowana także wiekiem. Andrzej zdał sobie sprawę, że przestaje być atrakcyjny dla pracodawców. Dlatego wolał uprzedzić fakty i sam zostać swoim szefem (rozwijając pomysł z podcastami). Zdalne zlecenia to także bezpieczniejsza forma zatrudnienia - pracując na odległość, nikt nikogo nie ocenia po wyglądzie, metryka schodzi na dalszy plan, liczą się kompetencje oraz terminowość.
Niewidoczni dla systemu
Historiami 40-latków zatroskanych swoją pozycją na rynku żyją fora internetowe, skupiające narzekających na swój los pracowników. Wśród nich zdarzają się tacy, którzy osiągając zawodową dojrzałość, stracili nie tylko pracę, ale i wiarę na znalezienie nowego zatrudnienia.
Czterdziestodwuletnia Anna zajmowała się sprzedażą, pracowała w sekretariacie i w recepcji. Ma doświadczenie, w sieci trafia na wiele ofert, lecz nie ma dużego odzewu ze strony pracodawców. Jest singielką, więc może się dostosować, ale mimo to nie potrafi znaleźć zatrudnienia.