EWL S.A., Fundacja Na Rzecz Wspierania Migrantów Na Rynku Pracy "EWL" oraz Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego przeprowadziły II edycję badania socjologicznego "Ukraińcy na polskim rynku pracy: doświadczenia, wyzwania, perspektywy". O wnioski płynące z raportu zapytaliśmy Prezesa Zarządu EWL S.A. Andrzeja Korkusa.

Anna Sobańda: W ostatnich latach byliśmy największym beneficjentem masowej migracji pracowniczej Ukraińców. Czy otwarcie takich rynków jak Czechy, czy Niemcy, pozwoli nam utrzymać te pozycję?

Reklama

Andrzej Korkus: Liberalizacja przypisów migracyjnych w Niemczech, zwiększenie kwoty na zatrudnianie pracowników z Ukrainy w Czechach oraz, co ważne, wzmacnianie się gospodarki ukraińskiej, stwarza sytuację, w której możemy powiedzieć, że monopol Polski na pracowników z Ukrainy dobiega końca. W tych warunkach o naszych wschodnich sąsiadów musimy zawalczyć. Nie jesteśmy w stanie konkurować z Niemcami pod względem wysokości zarobków. Wciąż jednak mamy szereg przewag nad rynkami zachodnimi, lecz aby je utrzymać powinniśmy wykonać kolejny krok w kierunki liberalizacji naszej polityki migracyjnej. Podkreślę, że jest to ostatni moment na zmianę procedur regulujących długotrwały pobyt Ukraińców w naszym kraju.

Raport mówi o tym, że coraz więcej Ukraińców ma przyjaciół i znajomych wśród Polaków, a większość z nich chciałaby wysłać swoje dzieci na studia do Polski. Czy to oznacza, że wielu imigrantów z Ukrainy wiąże swoją przyszłość z Polską?

Duża cześć migrantów zarobkowych z Ukrainy chciałaby zatrzymać się u nas na dłużej. Według naszego badania, co piąty respondent chciałby zostać w Polsce na kilka lat, a co trzeci – na stałe. Z drugiej strony, co warto podkreślić, 30% obywateli Ukrainy nie chce zostawać w naszym kraju. Wśród argumentów na korzyść zamieszkania w Polsce, Ukraińcy najczęściej wymieniają wyższą jakość życia, dopiero później lepsze zarobki. Także pamiętajmy, że Polska jest bardzo bliskim Ukrainie krajem pod względem językowym czy kulturowym. Ukraińcy łatwo odnajdują się w naszym kraju.

Czy na polskim rynku wciąż jest zapotrzebowanie na nowych pracowników z Ukrainy?

Reklama

Oczywiście. Pracownicy, którzy chcą u nas zostać na dłużej, w większości celują w obszar produkcji przemysłowej. Jest to dziedzina, która nie cieszy się dużą popularnością wśród kolejnych pokoleń Polaków wchodzących na rynek pracy. Młodzi ludzie nie chcą pracować w fabrykach, wolą pracę w usługach. Ukraińcy zapełniają tę lukę, a w niektórych przypadkach ratują wręcz miejsca pracy w Polsce. Mieliśmy jakiś czas temu projekt, gdzie międzynarodowy koncern dostał zamówienie z centrali i nie był w stanie wykonać go swoimi zasobami pracowniczymi. Gdyby nie to, że zrekrutowaliśmy im pracowników z Ukrainy, firma straciłaby to zamówienie, a polscy pracownicy straciliby pracę.

Raport pokazuje, że duża część migrujących do Polski Ukraińców chce otworzyć tu własną działalność gospodarczą.

Aż 37% respondentów planujących zostać w Polsce na dłużej, bądź na stałe wskazało, że rozważa otrawcie tu własnego biznesu. Pytani o branżę, Ukraińcy wskazywali głównie na usługi i handel.

Pracownicy z Ukrainy oczekują od polskich pracodawców coraz większych zarobków. Z czego to wynika?

Z większej świadomości, większych kwalifikacji i dużej konkurencji pracodawców na obecnym rynku pracy. Podwyższając pensję minimalną sami nadajemy dynamikę tym oczekiwaniom.

Ponad 50% Ukraińców oczekuje wynagrodzenia powyżej pensji minimalnej. Dodatkowo wielu liczy na takie bonusy, jak bezpłatne zakwaterowanie oraz premia pieniężna. Czy może się okazać, że pracownicy z Ukrainy będą drożsi od pracowników z Polski?

Czasy, w których pracownik z Ukrainy był "tani" już minęły. Dziś nie chodzi o wymagania finansowe, ponieważ oczekiwania pracowników z Ukrainy nie są niższe od oczekiwań Polaków. Chodzi o to, że Ukraińcy zapełniają lukę w przemyśle, w strefach ekonomicznych, w których nie chcą pracować Polacy. Ich plusem jest także to, że są bardzo mobilni, przyjeżdżają tam, gdzie jest zapotrzebowanie na pracę.

Czy z Ukrainy migrują do Polski również wysoko wykwalifikowani pracownicy, którzy mogliby zapełnić lukę na przykład w służbie zdrowia?

Tu jest ogromny problem z nostryfikacją dyplomów. Sytuacje, w których Ukraińcy pracują w Polsce jako lekarze, czy pielęgniarki, to wyjątki. Kiedyś przez 2-3 lata zatrudnialiśmy chłopaka z Ukrainy, który świetnie znał Polski i był lekarzem. Pracował jednak jako kurier, bo nie był w stanie przejść nostryfikacji ukraińskiego dyplomu medycznego. To jest gigantyczna bariera, która odcina nam specjalistów z tej dziedziny.

Procedury związane z zatrudnianiem to duży problem dla pracowników z Ukrainy przybywających do Polski?

Przez opieszałość procedur polscy pracodawcy tracą pracowników, których sami sobie przeszkolili. Do Polski często przybywają pracownicy bez kwalifikacji. U polskiego pracodawcy nabywają doświadczenia, specjalizują się, uczą języka, a po 3 lub 6 miesiącach muszą wracać na Ukrainę. I nawet jeśli pracodawca wystąpi o zezwolenie, musi na kolejnych 6 miesięcy znaleźć innego pracownika. Uważam więc, że polskie państwo powinno nad tym popracować. Nie jest to obszar trudny do poprawy, a może dać niesamowity zwrot. Dla każdego pracodawcy wykwalifikowany pracownik, który ma doświadczenie w jego firmie jest bowiem na wagę złota. Szkoda tracić takich ludzi przez uciążliwe procedury.