L’École de Guerre Économique nie reklamuje swoich usług. Także na budynku uczelni nie ma informacyjnej tablicy. Ale jej lokalizacja nie jest przypadkowa: to elegancka VII dzielnica Paryża, zaledwie kilka przecznic dalej znajduje się L’École Militaire, która prowadzi studia wojskowe dla francuskich oficerów.
– Proszę nacisnąć guzik na domofonie i wejść – zachęca mnie przez telefon Christian Harbulot, dyrektor działającej od 20 lat prywatnej szkoły. Ok. 200 osób rocznie przygotowuje się w niej do działania w świecie, w którym dostęp do informacji i umiejętność korzystania z niej dają przewagę w polityce, dyplomacji i biznesie. Kim są agenci wpływu? To w większości inżynierowie, ekonomiści i prawnicy, choć zdarzają się dziennikarze, a nawet księża.
Absolwenci Szkoły Wojny Ekonomicznej pracują dla państwowych i prywatnych firm, organizacji lobbystycznych oraz rządów.
Firma ma narodowość
Szkołę Wojny Ekonomicznej założył gen. Jean Pichot-Duclos, weteran z Algierii, attaché wojskowy w ambasadach w Pradze i Warszawie. Wcześniej stworzył wywiad gospodarczy (INTELCO) w ramach Défense Conseil International (DCI), prywatnej jednostki specjalnej, której akcjonariuszem w 49,9 proc. jest francuskie państwo. DCI powstało z fuzji czterech jednostek specjalnych: COFRAS, NAVFCO, AIRCO i DESCO w 2000 r. W 2016 r pracowało dla niej ponad 1 tys. agentów na Bliskim Wschodzie, w Azji Południowo-Wschodniej, Indiach oraz Ameryce Południowej. DCI wynajmowana jest głównie do zabezpieczania interesów francuskich firm działających w zapalnych regionach świata. Dyrektor Christian Harbulot prowadził natomiast kursy z wywiadu gospodarczego dla francuskiej armii.
Harbulot jest również współautorem tzw. raportu Henriego Martre’a z 1994 r., który uznawany jest obecnie za fundament francuskiej ekonomicznej doktryny wywiadowczej. Jego autorzy podkreślają, że koniec zimnej wojny i pojawienie się nowych potęg na światowej scenie politycznej, błyskawiczny rozwój nowych technologii oraz proces globalizacji sprawiły, że centra wpływu historycznie związane z wojskiem przesunęły się w sferę gospodarki. A więc – jak wskazują – informacja stała się niezbędna dla strategicznego zarządzania, a dostęp do niej decyduje o ekspansji przedsiębiorstw – tym samym i państw.
Raport kładzie nacisk na współpracę sektora publicznego i prywatnego w sferze wymiany informacji, a jego autorzy nie uznają wizji świata, w której zatarciu ulegają granice między krajami. Ich zdaniem przedsiębiorstwo – choć najczęściej jest bytem prywatnym – ma narodowość, tak jak kapitał.
Wywiad od kuchni
Czym jest dyplomacja ekonomiczna lub też wywiad gospodarczy? Nie wszyscy utożsamiają ze sobą te pojęcia, ale dla Badra Bakhata, absolwenta L’École de Guerre Économique, tak właśnie jest. Choć on swoją pracę lubi określać jako doradztwo.
Inżynier i poliglota pochodzący z Maroka współpracuje z firmami działającymi w Afryce, ale bywa też w Europie Wschodniej, w tym w Polsce. Specjalizuje się w branży energii odnawialnych, choć nie odmawia doradztwa przedsiębiorstwom z innych sektorów. Od udanych transakcji pobiera prowizje, starając się – co akcentuje w rozmowie ze mną – w swoich działaniach nie łamać prawa.
Bakhat podkreśla, że aby zacząć i utrzymać biznes, trzeba mieć kontakty oraz dostęp do informacji – a on jest w stanie to zapewnić. Jego zadaniem jest więc znalezienie wiarygodnych źródeł, gromadzenie i analizowanie przydatnych danych, w końcu dostarczenie zleceniodawcy produktu finalnego – a jest nim informacja strategiczna. Pozwalająca kontrolować otoczenie, w którym działa firma. – To środowisko można pozostawić niezmienione lub zmienić na swoją korzyść. W zglobalizowanej gospodarce znajomość specyfiki kulturowej czy kontekstu, w jakim działa administracja państwowa i politycy, oraz wiedza na temat struktury rynku są podstawą sukcesu i ekspansji przedsiębiorstw – uważa Bakhat. By być efektywnym dyplomatą ekonomicznym, trzeba umieć zdobyć i wykorzystać trzy rodzaje informacji: białe – ogólnodostępne (media, publiczne wypowiedzi, internet), szare – dane przeanalizowane i zsyntetyzowane przez specjalistów z danej branży, oraz czarne – czyli te chronione i wrażliwe.
Jak wykształcić szpiega
Francuskie firmy ostatnio coraz częściej padają ofiarą cyberataków. Specjaliści uważają, że są one elementem wojny ekonomicznej – próbą zdobycia wrażliwych informacji przy jednoczesnym zdezorganizowaniu pracy przedsiębiorstw.
Wystarczy wymienić kilka przykładów z ostatnich lat. 8 kwietnia 2015 r. kanał telewizyjny TV 5 padł ofiarą ataku ze strony Państwa Islamskiego, które w mediach społecznościowych stacji umieściło własne komunikaty. 12 maja 2017 r. wirus WannaCry wniknął do systemów informatycznych koncernu Renault. 27 czerwca wirus NotPetya zaatakował francuską sieć Auchan oraz publicznego przewoźnika SNCF – problemy pojawiają się na lotniskach i urzędach administracji centralnej. 3 grudnia całkowicie sparaliżowany został jeden z czterech paryskich dworców La Gare Montparnasse – 55 tys. podróżnych ucierpiało z powodu gigantycznych opóźnień pociągów spowodowanych "awarią" systemu informatycznego zarządzającego sygnalizacją świetlną.
Zdaniem francuskich ekspertów ds. wywiadu gospodarczego i wojskowego mamy do czynienia z cyberwojną, a demokratyczne media społecznościowe oraz dziennikarze (obecnie w większości raczej prekariat niż autorytety o silnej pozycji ekonomicznej) znajdują się w sferze różnych wpływów. Odpowiedzią francuskiego ministerstwa obrony jest zatrudnianie nie tylko informatyków, lecz także politologów i specjalistów od nauk społecznych z przeszłością w armii, analizujących przekaz internetowy oraz medialny. Często są to młodzi ludzie z doświadczeniem dłuższego pobytu za granicą, znający biegle kilka języków. Ambitni i zdolni analitycy otwarci na nowe znajomości i bardzo ciekawi świata.
Czyżby idea państw koegzystujących harmonijnie i budujących dobrobyt dzięki współpracy i wolnemu handlowi odchodziła do lamusa? Tego zdania są właśnie wykładowcy francuskiej Szkoły Wojny Ekonomicznej.
Jak można wykorzystać nielegalnie zdobytą wiedzę na temat firmy? Na przykład dzięki informacjom o przepływach finansowych można próbować odciąć ją od kapitału i zmusić do wycofania się z rynku. Mając dane klientów czy podwykonawców, można ich przejąć. To jednak ekstremalne przypadki. Częściej stosowana jest dezinformacja, zwłaszcza przy pomocy "spontanicznych" przecieków do mediów. Ale najpopularniejszym sposobem wspierania firm przez dyplomatów ekonomicznych jest dostarczanie solidnej analizy rynku oraz dostęp do osób mających wpływy. Ten ostatni czynnik odgrywa znaczącą rolę zwłaszcza w zapalnych regionach świata. Oddzielną kategorią doradców są specjaliści od zapewniania firmom tradycyjnego bezpieczeństwa. Tutaj zatrudniani są najczęściej najemnicy, byli wojskowi bądź członkowie różnych organizacji militarnych lub paramilitarnych.
W Szkole Wojny Ekonomicznej trzy czwarte kadry stanowią właśnie byli wojskowi, głównie spece od wywiadu i kontrwywiadu, a studenci większość czasu spędzają na analizie przypadków konkretnych firm, w których albo doszło do wycieku wrażliwych informacji, albo do sabotażu wewnątrz organizacji.
Dużą wagę podczas kształcenia przywiązuje się do też technik manipulacji oraz geopolityki. Mają też dużo zajęć w laboratoriach komputerowych, gdzie pracują z bazami danych i narzędziami statystyczno-analitycznymi.
Historia magistra vitae
Oczkiem w głowie Christiana Harbulota jest geopolityka i historia, podobnie jak dla nieżyjącego już gen. Pichota-Duclosa (zmarł w 2011 r.). Harbulot mimo postępującej globalizacji nie wierzy w zjednoczony i wielokulturowy świat ze wspólnym zliberalizowanym rynkiem. Ludzie, firmy i państwa – podkreśla – w swoje kody genetyczne mają wpisaną rywalizację. Dla osiągnięcia celu są gotowi łamać prawo, nie przestrzegać własności intelektualnej czy ogólnie przyjętych w zachodnim świecie zasad humanitarnych.
Najbardziej ekspansywnymi obecnie państwami – zdaniem Harbulota – są Chiny, Indie, Rosja, USA oraz Iran. Choć USA znajdują się w tej grupie, to jednak szeroko rozumiany Zachód przestaje już tworzyć porządek znanego nam świata, a słabością Europy są podziały i uzależnienie od Stanów Zjednoczonych. – Największe firmy francuskie używają amerykańskiego oprogramowania zamiast rozwijać własne – ubolewa Harbulot. – Zjednoczona Europa mająca własne siły zbrojne byłaby w stanie ponownie stać się imperium. Mamy potencjał, mamy historię, kulturę i 500 mln zdolnych i nieźle wykształconych obywateli. Wciąż żyjemy w dobrobycie.
Mimo propagowania wizji integracji Europy z poszanowaniem podmiotowości jej narodów okazuje się, że w szkole niewiele mówi się o Europie Środkowo-Wschodniej. Nie ma studentów z tego regionu. Zdarzają się Rosjanie, a sama putinowska Rosja – zdaniem dyrektora placówki – nie powinna być traktowana jako wróg numer jeden świata zachodniego. – To kwestia intelektualnego wysiłku i znalezienia wspólnych interesów oraz pragmatycznego podejścia. To Chiny są teraz światowym imperium, które dysponując wszystkimi możliwymi technologiami przemysłowymi i wojskowymi oraz kapitałem, nawet nie aspiruje do jakiejkolwiek demokratyzacji – uważa.
Nieobecność Polaków w swojej placówce Harbulot tłumaczy historią, w tym opieszałym przystąpieniem Francji do II wojny. – Nasz kraj nie wywiązał się z sojuszy z Polską. A swego czasu Napoleon również nie dotrzymał słowa danego Polakom. Wielu Polaków opuściło z tego powodu nasz kraj – uważa. Dla niego historia nie jest zamkniętym rozdziałem, ale kontekstem, który cały czas ma wpływ na rzeczywistość. – Byłoby dobrze, gdyby wschodni Europejczycy pojawili się u nas – mówi Harbulot, z dużym zaciekawieniem obserwujący związki firm polskich z niemieckim przemysłem i ożywioną polsko-niemiecką wymianę handlową. – Mimo tak trudnej historii współpracujecie ze sobą, choć wasze firmy są raczej podwykonawcami. Jeśli chcecie stać się silniejsi, powinniście za jakiś czas uniezależnić się od Niemiec – ocenia.
12 tys. euro
Szkoła Wojny Ekonomicznej jest prywatną instytucją edukacyjną należącą do hiszpańskiej grupy wydawniczej ESLSCA. Jest zarejestrowana we francuskim Répertoire National des Certifications Professionnelles jako placówka przygotowująca ekspertów wywiadu gospodarczego pierwszego stopnia.
Christian Harbulot przyznaje, że L’École de Guerre Économique ma bardzo specyficzny program, ale nie jest jedyna na świecie. Mocnym elementem kształcenia kilku amerykańskich uniwersytetów również jest economic intelligence. Tyle że nabór na te wydziały odbywa się w specyficzny sposób, raczej z polecenia, a same uczelnie nie chwalą się tymi wydziałami.
Jak dostać się do francuskiej prywatnej szkoły wywiadu gospodarczego? Należy przejść rozmowę kwalifikacyjną w języku francuskim, zaprezentować dyplomy ukończonych uczelni i dysponować kwotą 12 tys. euro. Cena studiów w dużej mierze zależy od profilu kandydata oraz instytucji, która go tu kieruje – i można wynegocjować zniżki. Kurs podstawowy dla magistrów trwa ok. 800 godzin.
Skąd ta typowo francuska bariera językowa? Dyrektor Harbulot, uśmiechając się szelmowsko, podaje przykład Holandii, gdzie wprawdzie każdy zna biegle język angielski, ale jednak to znajomość niderlandzkiego jest symbolem przynależności do grupy osób bardziej uprzywilejowanych oraz czynnikiem ułatwiającym zdobycie dobrze płatnej pracy.
Francja się zmienia, ale zastąpienie języka Moliera językiem angielskim to byłoby zbyt wiele, nawet dla francuskich lobbystów, nie mówiąc o francuskich dyplomatach. Współczesna dyplomacja zdaniem Francuzów narodziła się przecież we Francji, a nie w Chinach, Persji, Asyrii, Indiach, Babilonie, Grecji czy Rzymie. A wywiad gospodarczy? Nihil novi sub sole. Może z wyjątkiem samej techniki przekazu danych, większej liczby aktorów na rynku oraz natłoku informacji, które należy syntetyzować, aby być w stanie je przyswoić.