W drugim kwartale tego roku zatrudnienie w niepełnym wymiarze czasu pracy miało prawie 1,3 mln Polaków – wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności przeprowadzonych przez GUS. To o 5,8 proc. więcej niż przed rokiem i o 4 proc. więcej niż w pierwszym kwartale (w tym wypadku pomogło pojawienie się prac sezonowych). Wśród 15,8 mln wszystkich pracujących co dwunasta osoba (8 proc.) pracuje u nas tylko na część etatu. W całej Unii zatrudnienie w niepełnym wymiarze czasu pracy miało w 2013 r. 20,3 proc. pracowników. Według Eurostatu najwyższy odsetek osób, które pracują w ten sposób, jest w Holandii (50 proc.), Wielkiej Brytanii (27 proc.), Niemczech (27 proc.), Szwecji (26 proc.), Austrii (26 proc.), Danii (25 proc.) i Belgii (25 proc.).
Różnice wynikają między innymi z tego, że w Polsce jest mniej chętnych do pracy na część etatu. Dużo osób obawia się, że przy skróconym wymiarze czasu pracy mogłyby mieć co najmniej tyle samo albo nawet więcej obowiązków niż na pełnym etacie – uważa Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. Z drugiej strony pracodawcy tworzą u nas stosunkowo mało takich miejsc pracy. Bo są one czasem droższe. Zatrudnienie dwóch osób na pół etatu jest na ogół kosztowniejsze niż jednej na cały etat. Więcej czasu trzeba poświęcić na przykład na ich kontrolę czy wyznaczanie zadań - wyjaśnia Wiktor Wojciechowski.
Są też inne skutki zatrudniania w niepełnym wymiarze godzin. Z badań Komisji Europejskiej wynika między innymi, że dzięki takiej możliwości przedsiębiorcy mogą lepiej dostosowywać zatrudnienie do zmieniającej się koniunktury gospodarczej. Na przykład uzależniają wielkość etatu od wzrostu lub spadku zamówień na towary czy usługi. Może to być wygodne również dla części pracowników. Dla jednych dlatego, że łączą pracę z nauką - w drugim kwartale takich pracowników było w naszym kraju 115 tys. Innym pracę na cały etat uniemożliwia choroba lub niepełnosprawność. Jest także dość duża grupa osób, która pracuje na część etatu, ponieważ opiekuje się dziećmi.
Możliwość pracy w niepełnym wymiarze otrzymałam po przyjściu z urlopu macierzyńskiego. Wybrałam opcję pracy cztery dni w tygodniu zamiast pięciu. Zgodnie z przepisami mogłam tak pracować przez rok, a pracodawca nie mógł mi odmówić. Nie dość tego, w tym okresie nie mógłby mnie także zwolnić - opowiada Klara z Warszawy. Dodaje, że taki tryb bardzo jej pasował. Dzięki temu mogła jeden dzień w tygodniu spędzić z dziećmi i załatwić domowe sprawy. Miała też chwilę dla siebie. Dlatego kiedy skończył się pierwszy rok, poprosiłam o możliwość przedłużenia na kolejne lata tej formy pracy, choć oczywiście pensję mam niższą o jedną piątą. Także urlop jest zmniejszony do czterech piątych. Dzięki temu jednak łatwiej mi łączyć obowiązki rodzinne z pracą zawodową - podkreśla nasza rozmówczyni.
Reklama
Duża część osób (w Polsce 29 proc.) pracuje jednak na część etatu nie dlatego, że tak chce, tylko dlatego, że nie może znaleźć pracy w pełnym wymiarze. To ich frustruje, bo jak wykazują badania Komisji Europejskiej, tacy pracownicy mają średnio niższe wynagrodzenia i, jak oceniają, mniejsze możliwości rozwoju kariery czy zdobywania nowych kwalifikacji w pracy. Z danych Eurostatu wynika jednak, że wśród krajów naszego regionu mniejszy niż w Polsce odsetek zatrudnionych w niepełnym wymiarze czasu pracy jest w Bułgarii (2,7 proc.) i na Słowacji (4,8 proc.), w Czechach (6,6 proc.) i na Węgrzech (6,7 proc.).