W drugim kwartale br. liczba osób, które miały dodatkową pracę, zwiększyła się o 11 tys. do ponad 1,1 mln – wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności prowadzonych przez GUS. Wzrost liczby osób pracujących w więcej niż jednym miejscu może wynikać z tego, że jest dużo tak zwanych umów śmieciowych – ocenia Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Wynagrodzenia przy takich umowach są często niskie. Dlatego ci, którzy je mają, starają się dorobić u innych pracodawców, aby podreperować swoje domowe budżety – wyjaśnia Benecki.
Dodatkowe zajęcie wykonują też osoby, które mają stabilne zatrudnienie. W tej grupie są między innymi nauczyciele, pracownicy służby zdrowia i przedstawiciele wolnych zawodów – twierdzi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista banku Millennium. Te grupy mają większe możliwości podejmowania dodatkowego zatrudnienia, ponieważ ich wymiar czasu pracy jest na ogół krótszy niż na przykład w przemyśle, a godziny pracy mogą rozplanować elastycznie. Są w stanie dość łatwo godzić pracę główną z dodatkową. Co ważne, zapotrzebowanie na ich usługi nie spada nawet w okresie spowolnienia gospodarczego.
Zdaniem ekspertów w wielu firmach, zwłaszcza małych, są prace, na przykład związane z księgowością czy BHP, które nie wymagają tworzenia pełnych etatów. Przedsiębiorcy zatrudniają więc na część etatu lub na podstawie odpowiednich umów specjalistów z doświadczeniem, którzy mają własny biznes, pracują w administracji lub mają zajęcie w innych firmach.