Zdecydowana większość młodych ludzi, którzy jeszcze trzy lata temu liczyli na to, że zaraz po studiach będą zarabiać po 4 – 5 tys. złotych brutto, dzisiaj weryfikuje swoje wyceny. Bardzo często pierwsze kroki zamiast do wymarzonej międzynarodowej korporacji kierują do punktu rejestracji bezrobotnych. Bo większość firm w ogóle nie jest zainteresowana zatrudnianiem absolwentów. Aż 80 proc. z nich uważa, że młodzi po studniach nic nie potrafią, a przyuczanie ich do zawodu się nie opłaca, bo trwa nawet pół roku i kosztuje kilka tysięcy złotych.
– Dzisiaj absolwenci, którzy zaczynają pracę, mogą liczyć najwyżej na pensję na poziomie 1,4 – 1,5 tys. zł brutto – mówi Agnieszka Dejneka z firmy rekrutacyjnej OnTime Recruitment. Dodaje, że zdarzają się co prawda wyjątki, ale są to zwykle osoby, które pracę zawodową zaczęły jeszcze w trakcie studiów i mają dyplomy z pożądanych na rynku kierunków, takich jak informatyka, telekomunikacja czy fizyka.
Wynagrodzenie absolwentów zależy również od regionu kraju. Najwyższe płace, rzędu 2,5 tys. zł brutto, oferują pracodawcy w Warszawie, najniższe zaś w Białymstoku – tam można zarobić średnio 1,4 tys. zł. W stolicy zarobki rosną najszybciej: po 3 – 4 latach pracy zwiększają się o 80 – 100 proc. To właśnie dlatego większość absolwentów, którzy w ciągu ostatnich lat otrzymało dyplomy, aplikuje do firm działających w stolicy. Następne pod względem popularności są Poznań, Wrocław i Kraków.
Statystyczny absolwent wysyła po kilkadziesiąt CV rocznie, rekordziści nawet po kilkaset. Niestety, składanie aplikacji bez żadnej strategii i odpowiadanie na oferty wszystkich firm, które prowadzą rekrutację, to podstawowy błąd polskich absolwentów. – Doświadczony kadrowiec od razu pozna, kto wysyła życiorysy jak leci, a kto jest autentycznie zainteresowany pracą w konkretnie firmie – mówi Agnieszka Wójcik ze Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia badającej preferencje pracodawców.
Reklama
– Młodzi myślą, że powalą pracodawców nazwą uczelni albo liczbą ukończonych kierunków. Tymczasem dla firm, które decydują się przyjąć osoby bez doświadczenia, liczy się przede wszystkim osobowość kandydata: to, jak współpracuje z ludźmi, jak szybko się uczy, czy potrafi naprawić swoje błędy – wylicza Wójcik.
Większość pracodawców, prowadząc procesy rekrutacyjne, współpracuje z uczelnianymi biurami karier. Dzięki temu mogą wcześniej poznać kandydata, zorientować się, czy sprawdzi się w ich firmie, czy też nie. Drugim, coraz bardziej popularnym wśród firm sposobem rekrutacji są akcje typu „Grasz o staż”. W tym roku wzięło w nich udział 90 pracodawców, którzy zatrudnili w sumie ponad 230 osób. Niektóre spółki, jak PGNiG czy Telekomunikacja Polska, przyjęły po kilkanaście osób.
Z doświadczeń poprzednich edycji programu wynika, że ponad połowa stażystów zostaje w firmach na stałe. Większość małych i średnich firm woli jednak przyjmować młodych ludzi z polecenia. – Są zwykle bardziej zaangażowani w pracę, bo nie chcą zawieść zaufania osoby, która ich zarekomendowała – wyjaśnia Monika Zakrzewska z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”. To właśnie dzięki takiemu wstawiennictwu pracę znalazła Marta Sztaner, studiująca zaocznie psychologię. Wcześniej przez rok bezskutecznie wysyłała CV i opiekowała się cudzymi dziećmi. – Bez znajomości tak jak moi koledzy z dyplomami pracowałabym w barze czy sklepie bez żadnych szans na stałą pracę – mówi. I dodaje, że w Polsce ścieżkę zawodową łatwiej wydreptać sobie dzięki znajomym niż uczelni.