Według ZUS przeciętne miesięczne składki przedsiębiorców na zdrowie w zeszłym roku wyniosły 408 zł na osobę w przypadku osób płacących podatki według skali. Ryczałtowcy płacili ponad 430 zł, a rozliczający się według stawki liniowej aż 1200 zł. Ten rozkład pana zaskoczył?
Zasadniczo nie, bo spośród prowadzących działalność gospodarczą największy dochód osiągają osoby płacące podatek liniowy. Z rozliczenia za 2021 r. wynika, że ich łączny wykazany dochód wyniósł 229,5 mld zł, podczas gdy przedsiębiorcy płacący podatek według skali osiągnęli 43,5 mld zł, choć to liczniejsza grupa. Jak widać, działalność osób na podatku liniowym jest bardziej zyskowna niż tych na skali. Więc gdy wprowadzono 4,9 proc. składki od dochodu, bardziej wzrosły obciążenia w tej grupie. Okazuje się, że ta pierwsza grupa płaci przeciętnie mniejszą składkę zdrowotną, niż gdyby obowiązywał stary system. Wynika to m.in. z tego, że ryczałtowa składka zdrowotna była ustalona na wyższym poziomie niż składka na ubezpieczenia społeczne. Była liczona od 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia, i to w sektorze przedsiębiorstw, a nie od 60 proc. średniej w gospodarce narodowej, jak w przypadku składek na ZUS. Więc podstawa do obliczania była wyższa. Do tego nie ma żadnych preferencji dla startujących w biznesie mających niższy przychód. Nie uwzględnia się też większej liczby umów, w każdym przypadku płaci się składkę. Obciążenie więc było spore. Z danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że przed wprowadzeniem Polskiego Ładu osoby prowadzące działalność gospodarczą były drugą grupą pod względem wielkości odprowadzonych składek zdrowotnych.
Kto był pierwszą?
Funkcjonariusze służb mundurowych.
Jednak część przedsiębiorców zyskała na nowych regułach.
Pewna grupa tak. Jeśli ktoś był dotąd na skali i osiągał np. dochód 5 tys. zł miesięcznie, to w stosunku do wcześniejszego stanu prawnego zyskał 180 zł miesięcznie. O tyle zmniejszyły się jego obciążenia na składkach, nie tylko zdrowotnej, ponieważ mamy wyższą kwotę wolną od podatku oraz 12-proc. stawkę PIT w pierwszym przedziale skali składkowej. Jest spora grupa przedsiębiorców, którzy na tym zyskali, ale nie można patrzeć tylko na składkę zdrowotną. Dla niektórych jest ona mniejsza, ale i tak obciążenie okaże się większe, bo składka nie jest już odliczana od podatku.
Ile osób zyskało na nowych regułach?
Można szacować, że 10 tys. zł miesięcznego dochodu to jest granica, poniżej której da się delikatnie zmniejszyć wymiar ponoszonych obciążeń, o ile wybierze się skalę podatkową.
Ci poniżej 10 tys. zł w mniejszym stopniu składają się na zdrowie?
Nie do końca. Zostańmy przy przykładzie osoby z 10 tys. miesięcznego dochodu. Dla niej wcześniej optymalny był podatek liniowy z klinem podatkowym wynoszącym 31,2 proc. Teraz w ramach Polskiego Ładu optymalną formą opodatkowania jest skala podatkowa z klinem 29,2 proc. Taka osoba płaci wprawdzie składkę zdrowotną większą o ponad 270 zł miesięcznie, ale PIT jest o 490 zł mniejszy niż wcześniej. Czyli więcej wpłaca na zdrowie, a mniej do budżetu państwa. Te proporcje mogą zależeć od indywidualnego przypadku i sposobu rozliczania. Może być i odwrotnie - płaci się mniej na zdrowie, a więcej do budżetu.
Jak sobie przypomnimy założenia, to przedsiębiorcy mieli płacić jeszcze więcej. Liniowcy - 9 proc.
Ta propozycja była nierealna, bo oznaczała gigantyczny wzrost obciążeń. W 2021 r. liniowcy mieli dochody w wysokości ok. 230 mld zł. 9 proc. oznaczałoby prawie 21 mld zł składki. Czyli oni sami musieliby zapłacić dwa razy więcej niż wcześniej łącznie wszyscy przedsiębiorcy (11 mld zł). Taka skala podwyżki zaburzyłaby rachunek działalności gospodarczej, czego efektem byłyby masowe przechodzenie na ryczałt i przekształcenia w spółki kapitałowe.
I w tym kierunku szły zmiany, żeby składka była uzależniona od zarobków. Może to jednak bardziej sprawiedliwy system?
Uważam, że nie. Składka zdrowotna jest tą daniną publicznoprawną, przy której występują najsłabsze przesłanki, by była proporcjonalna do dochodu.
Składka ma być solidarna?
Jeśli mówimy o osobach prowadzących działalność gospodarczą, składka zdrowotna powinna być ostatnim elementem, w którym należy mówić o proporcjonalności.
W przypadku pracowników etatowych jest ona uzależniona od dochodu. Dlaczego przedsiębiorcy mieliby mieć inaczej?
Zmiana tzw. ryczałtu na naliczanie składki od dochodu nie była interesująca z budżetowego punktu widzenia, dopóki składka była odliczana od podatku. Gdyby ją podniesiono z zachowaniem tej zasady, byłoby to przekładanie z kieszeni do kieszeni w budżecie. Czyli to była ciągle walka między budżetem państwa a NFZ. Przy okazji Polskiego Ładu zlikwidowano to odliczenie. Problem z tym ruchem polega na tym, że to właśnie składkę zdrowotną uzależniono od dochodu.
Czyli?
Każdy podatek ma to do siebie, że jest nieekwiwalentny, czyli niezależnie od tego, ile kto płaci, zakres świadczeń, do których ma dostęp, jest taki sam. Mimo nazwy składka zdrowotna działa na podobnej zasadzie, a od wysokości dochodów uzależniono właśnie ją, a nie inne składki, jakie płaci przedsiębiorca. To niekonsekwencja, bo w przypadku pozostałych składek, które akurat mają przełożenie na to, ile dostajemy z powrotem np. w formie emerytury, składka nie zależy od wysokości zarobków. Analizowaliśmy Polski Ład i zależność składek ekwiwalentnych i nieekwiwalentnych. Okazuje się, że w przypadku umowy o pracę faktycznie mamy do czynienia z większym klinem, na który składają się w większości składki ekwiwalentne. To znaczy państwo uzyskuje większe wpływy, ale jednocześnie ma większe zobowiązania. ©℗
Rozmawiali Klara Klinger, Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak
Pełna wersja wywiadu na gazetaprawna.pl