Wyrok jest precedensowy, bo przez lata NSA orzekał inaczej – tak jak chciała skarbówka. A ta uważała i nadal jest o tym przekonana, że liczą się tylko te dni, w których kontrolerzy faktycznie przebywają w siedzibie firmy. Takie podejście oznacza jednak, że przedsiębiorca mógłby być kontrolowany przez okrągły rok. Wystarczy, że urzędnicy pojawią się w firmie jednego dnia każdego miesiąca, a przez resztę czasu będą sprawdzali jej rozliczenia w siedzibie fiskusa. NSA nie zgodził się z taką wykładnią. Doszedł do wniosku, że taka permanentna kontrola utrudnia prowadzenie biznesu. – Wyrok jest rewolucyjny – komentuje Jarosław Józefowski, radca prawny w Enodo Advisors.
W uzasadnieniu sędzia Krzysztof Wujek wskazał, że o tym, kiedy kontrola się rozpoczyna, a kiedy kończy, mówią przepisy. Z ordynacji podatkowej wynika, że początkiem jest okazanie upoważnienia przez osobę przystępującą do kontroli. Natomiast końcem jest dzień wręczenia protokołu z kontroli. Na to jest od 12 do 48 dni, w zależności od wielkości przedsiębiorcy. Tak przewiduje ustawa – Prawo przedsiębiorców.
– Bez znaczenia jest więc to, czy urzędnik fizycznie przebywa w firmie, czy sprawdza rozliczenia w urzędzie, wzywając podatnika do stawiennictwa albo przesłania dokumentów e-mailem – zauważa Gerard Dźwigała, radca prawny i doradca podatkowy w Kancelarii Dźwigała, Ratajczak i Wspólnicy.
Wyrok NSA to kłopot dla fiskusa. Oznacza bowiem, że urzędnicy mają zdecydowanie mniej czasu na zebranie i przeanalizowanie dokumentów oraz przygotowanie protokołu kontroli. – Owszem, termin wydaje się krótki, ale Krajowa Administracja Skarbowa dysponuje dziś tak dużą liczbą danych o podatniku, że przy wykorzystaniu narzędzi analitycznych kontrola może być przeprowadzona w krótkim okresie – zauważa dr Michał Wilk, radca prawny i doradca podatkowy w Kancelarii Wilk Latkowski Łokaj.
Reklama