20 tys. zł - tyle jedna z pacjentek zapłaciła lekarzowi, który wypisywał jej przez kilka miesięcy, niemal dzień w dzień, mocno uzależniający środek. Znalazła go w jednej z firm wystawiających recepty online. Ani razu nie została skonsultowana telefonicznie lub fizycznie. Zadłużyła się w Providencie na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ostatecznie trafiła na leczenie uzależnień do szpitala psychiatrycznego.
Resort zdrowia, m.in. ze względu na takie historie, zdecydował się przyjrzeć rynkowi. Chce wprowadzić uregulowania chroniące pacjentów. Jak wynika z informacji DGP, początkowo miał pomysł dodania do ustawy o zawodach medycznych przepisu mówiącego o zakazie wystawiania recept na substancje uzależniające, jak opioidy czy leki narkotyczne, bez badania. Ostatecznie zapadła decyzja, że zakaz wejdzie w formie rozporządzenia - szybciej, bo nie będzie głosowany przez posłów.
Po tych informacjach firmy udostępniające systemy, za których pośrednictwem lekarz może udzielić porady i wystawić e-receptę, zawiązały koalicję. Napisały list do Ministerstwa Zdrowia, w którym proszą o udział w konsultacjach przy zmianie prawa. W komunikatach prasowych przyznają, że "wprowadzenie nowych regulacji może pozytywnie wpłynąć na bezpieczeństwo i efektywność usług, a co za tym idzie - przysłużyć się dobru pacjentów". - Jesteśmy otwarci na dialog z przedstawicielami instytucji publicznych, aby wypracować optymalne rozwiązania - informuje Sławomir Stankiewicz, współwłaściciel Rapiomed Group. Jednocześnie strony winę za obecny stan przerzucają na... pacjentów, którzy ich zdaniem wyłudzają e-recepty. A Związek Przedsiębiorców i Pracodawców nazywa działania Ministerstwa Zdrowia "zamachem na sektor prężnie rozwijającego się polskiego biznesu".
O tym, że uregulowania są jednak konieczne, przekonują ostatnie działania rzecznika praw pacjenta, który złożył do prokuratury zawiadomienie w sprawie śmierci kilku osób. Są przesłanki wskazujące na to, że zmarły one po zażyciu leków wykupionych na e-recepty wydane na podstawie zdalnej ankiety.