"Czy posłankom wypada?" - pod takim hasłem odbyła się debata z udziałem posłanek Koalicji Obywatelskiej Klaudii Jachiry, Moniki Rosy oraz Urszuli Zielińskiej.

Reklama

Autocenzura posłanek

Posłanki przyznawały, że choć czują się wolne w swych decyzjach i wyborach, czasem muszą się autocenzurować z uwagi na publiczną rolę, którą pełnią.

Klaudia Jachira powiedziała, że na imprezach, na których bywa, nie pije alkoholu właśnie dlatego, że jest posłanką i źle by się czuła, gdyby ktoś ją zobaczył, że pije w miejscu publicznym. Urszula Zielińska opowiadała, że gdy wychodzi z domu, to jako szefowa Zielonych musi szczególnie uważać np. gdy zamiast na rower wsiada do samochodu. Z kolei kiedyś, gdy podczas zimowych protestów uczestniczki by się rozgrzać zaczęły tańczyć na ulicy, Zielińska, która długi czas zajmowała się tańcem, też chciała potańczyć, ale została powstrzymana przez kolegów partyjnych, właśnie dlatego, że nie wypada.

Monika Rosa dodała, że ma świadomość, iż jej wszelkie wybory - gdzie chodzi na zakupy, jak się ubiera, jakie ma włosy, wszystko to może stać się tematem publicznym. Kiedyś jeden z tabloidów zrobił materiał o moich płaszczach, wyliczając ile kosztują moje płaszcze - powiedziała.

"Męskie" debaty medialne

Reklama

Najwięcej czasu zajęło posłankom wymienianie sytuacji, w których traktowane były inaczej dlatego, że są kobietami. Zwracały uwagę, że na debaty medialne kobiety są zapraszane głównie wtedy, gdy jest mowa o aborcji czy sytuacji osób niepełnosprawnych - gdy jednak mowa np. o transformacji energetycznej - zapraszane są bardzo rzadko, bo w programach biorą udział głównie mężczyźni.

Urszula Zielińska opowiadała, że w sejmowej komisji energii, klimatu i aktywów państwowych są niemal sami mężczyźni. Przez pierwszy rok, gdy zabierałam głos, odzywał się poseł innej partii i mówił: kim pani jest, że pani się w ogóle się wypowiada w tej sprawie? Ile pani w ogóle ma lat? Ja trzydzieści lat byłem prezesem firmy energetycznej w Polsce, pani nie ma prawa o tym dyskutować - mówiła.

Dodała, że mimo to ona przez dwa lata konsekwentnie się na posiedzeniach komisji wypowiadała. Teraz ten pan i inni, na czele z bardzo kolorowym posłem (PiS, Markiem) Suskim, który jest przewodniczącym tej komisji, zwykle słuchają tego, co mam do powiedzenia, bo wiedzą że mówię merytorycznie - powiedziała szefowa Zielonych.

Hejt na tle seksualnym

Jachira mówiła o hejcie, z którym się spotyka, który na ogół nie dotyczy poglądów, które głosi, tylko związany jest z tym, że jest kobietą. Podkreślała, że musi mieć bardzo grubą skórę i bardzo wierzyć w to co robi, by np. pokazywać, że można powiedzieć mocniejsze słowa z mównicy sejmowej, że można trzymać na sali sejmowej transparent, że można wysypać konfetti, by zobrazować, jak się niszczy publiczne pieniądze. Wiele kobiet, jak mówiła, woli nie narażać się na hejt z powodu takiej działalności.

Przecież 90 procent hejtu, które chyba wszystkie dostajemy, a ja na pewno, to są hejty na tle seksualnym. Tam nie ma merytorycznego hejtu. Nie mówią mi: jak pani może mówić, że niższe podatki byłyby dobre albo żeby nie zadłużać tak państwa. Nie ma takich argumentów. Tam jest tylko to, że nadaję się do wyruch... itd. - mówiła Jachira.

Zielińska opowiadała, że choć to one brały udział w protestach po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, wyciągały ludzi z komisariatów i czasem były na protestach do godz. 7.00 rano, a następnego dnia o godz. 9.00 lub 10.00 gdy one odsypiały, koledzy posłowie organizowali konferencje prasowe w tej sprawie, mimo że ich na protestach nie było. Oni to umieli najlepiej skomentować, bo uwaga: oni to skomentują politycznie - ironizowała.

Sejmowy ubiór posłanek

Część debaty dotyczyła sposobu ubierania się posłanek, czy np. wypada im w Sejmie nosić zwiewne sukienki w kolorowe kwiatki. Jachira przekonywała, że jej zdaniem upodabnianie się kobiet-posłanek w ubiorach do mężczyzn jest oznaką patriarchatu.

Według tego myślenia kobieta, żeby była traktowana poważnie, musi chodzić w garniturach, mieć krótkie włosy. Ja jestem kobietą, uwielbiam swoje długie włosy, uwielbiam sukienki w kwiatki - mówiła Jachira. Nie rozumiem, co jest niepoważnego w sukience w kwiatki, w czym kwiatki są mniej poważne od granatu - dodała.

Jej zdaniem patrzenie na kobiety przez pryzmat ubioru jest zachowaniem seksistowskim. Ostatnio stałam na campingu, tam jest jedna łazienka dla kobiet, druga dla mężczyzn. Wychodziłam w ręczniku. Usłyszałam od jednego pana: o jejku, zaraz ten ręczniczek spadnie... No i spadnie, ciało jak każde inne. To się dzieje na campingu, dzieje się też w Sejmie, wszyscy to musimy zmieniać - mówiła Jachira.

Monika Rosa z kolei powiedziała, że ona jest pod względem swojego ubioru nieco konserwatywna. Wchodząc do Sejmu, wychodząc na mównicę albo idąc do mediów, uważam, że wchodzę komuś do domu. Trochę nie chcę do tego domu wejść niechlujnie - powiedziała.

Kobieca solidarność

Padały pytania, czy dla kobiet w polityce największym zagrożeniem są inne kobiety, czy mężczyźni. Jachira przyznała, że babcia ją przez lata przestrzegała, by nie ufała przyjaciółkom, bo one ją zawsze "wystawią". Ona jednak podkreśliła, że jest zwolennikiem solidarności kobiecej. Z posłanką Zielińską, podkreślała, choć są z tego samego okręgu i powinny być rywalkami, naprawdę się lubią, współpracują i starają się wspierać.

Wiele złego, zdaniem Jachiry, zrobiła tu religia katolicka. W religiach pierwotnych chyba było więcej tego siostrzeństwa - powiedziała. Marzą mi się siostrzeńskie tańce na górze, na przykład w noc Kupały - mówiła Jachira.

Strasznie mi się też podoba akcja zrównania ciał. Wolność dla sutków - uważam, że to jest świetna akcja. Uważam, że są pewne luki w feminizmie, ileś rzeczy super wywalczyłyśmy, ale jeszcze nam trochę zostało. Np. nie rozumiem, czym różnią się kobiece sutki od męskich - powiedziała posłanka KO.

Autor: Piotr Śmiłowicz