W ocenie Mearsheimera cele Amerykanów wyjaśnił sekretarz obrony USA Lloyd Austin, mówiąc: Chcemy zobaczyć Rosję osłabioną do takiego stopnia, że nie będzie mogła robić rzeczy, jakie zrobiła, najeżdżając Ukrainę. Profesor uważa, że po okresie początkowego niezdecydowania Stany Zjednoczone powiązały swoją własną reputację z wynikiem konfliktu.

Reklama

Zwiększenie dostaw broni

Badacz jest zdania, że gdy tylko administracja prezydenta Joe Bidena zrozumiała, że Rosja może zostać pokonana na ukraińskim polu bitwy, wysłała więcej broni do Kijowa - w dodatku broni o większej sile rażenia niż, wydaje się, planowano na początku inwazji.

Zachód zaczął zwiększać możliwości obronne Ukrainy m.in. poprzez przekazanie wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych HIMARS. Mearsheimer zwraca uwagę na początkową niechęć Waszyngtonu do transferu polskich myśliwców MiG-29 na Ukrainę w marcu, co wedle amerykańskiej administracji mogło wówczas doprowadzić do eskalacji walk.

"Ale w lipcu (Waszyngton) nie miał żadnych obiekcji wobec propozycji Słowacji, gdy ogłosiła ona, że rozważa wysłanie tych samych samolotów do Kijowa. Stany Zjednoczone zastanawiają się także nad przekazaniem swoich F-15 i F-16 Ukrainie" – zauważa profesor.

"Niedoceniane" ryzyko eskalacji

Jak pisze Mearsheimer w artykule pt. "Igranie z ogniem na Ukrainie. Niedoceniane ryzyko katastrofalnej eskalacji" Stany Zjednoczone i ich sojusznicy szkolą także ukraińskie wojsko i przekazują mu istotne informacje wywiadowcze, których Ukraina używa, aby zniszczyć kluczowe rosyjskie cele. Ponadto, jak donosił "New York Times", Zachód ma "tajną sieć komandosów i szpiegów" na miejscu na Ukrainie. "Waszyngton może i nie jest bezpośrednio wciągnięty w walki, ale jest głęboko zaangażowany w wojnę" – ocenia profesor.

Badacz podaje jednocześnie kilka hipotetycznych sytuacji, w których konieczne byłaby jeszcze większe zaangażowanie USA w Ukrainie, nie wykluczając nawet scenariusza z wysłaniem tam wojska.

Reklama

Jednym z nich jest sytuacja, gdy ukraińska armia zaczyna zdecydowanie przygrywać, a tym samym szanse na zwycięstwo Rosji zdecydowanie rosną. W takim przypadku Stany Zjednoczone mogłyby spróbować odwrócić losy wojny.

Inny scenariusz amerykańskiego udziału w walkach toczonych na Ukrainie zakłada "niezamierzoną eskalację", gdy Waszyngton zostaje niejako wciągnięty w wojnę w wyniku szybko rozwijających się wydarzeń, niemożliwych do przewidzenia. Profesor Mearsheimer snuje różne przypuszczenia: do eskalacji mogłaby doprowadzić Litwa poprzez całkowite zablokowanie eksportu do Kaliningradu, Rosja mogłaby zniszczyć bazę szkoleniową na Ukrainie, niechcący zabijając znaczną liczbę Amerykanów – wolontariuszy, agentów wywiadu, doradców wojskowych.

"Złowieszcza" zapowiedź Miedwiediewa

Istnieje też możliwość – uważa badacz – że Rosja spełni "złowieszczą" zapowiedź byłego rosyjskiego prezydenta i premiera, Dmitrija Miedwiediewa: "Nie należy zapominać, że elektrownie atomowe istnieją także w Unii Europejskiej. A incydenty są możliwe i tam". Gdyby Rosja uderzyła w europejski reaktor jądrowy, prawie na pewno do walki włączyłyby się Stany Zjednoczone – uważa amerykański uczony.

Mearsheimer podaje także trzy okoliczności, w jakich Putin mógłby uciec się do użycia broni jądrowej. Mogłoby do tego dojść w sytuacji, gdyby Stany Zjednoczone i sojusznicy NATO dołączyli do bezpośredniej walki – użycie broni masowego rażenia mogłoby być zarówno skutkiem amerykańskiego zaangażowania militarnego, jak i jego przyczyną. Rosjanie, zdaniem Mearsheimera, mogliby uznać za zagrożenie obecność wojsk NATO u progu kraju, więc rozważyliby co najmniej uderzenie pokazowe, mające na celu przekonanie Zachodu do wycofania się. W przypadku drugiego scenariusza nuklearnego, opisywanego przez amerykańskiego badacza, Ukraina sama odwraca losy bitwy, bez bezpośredniego zaangażowania USA.

"Gdyby siły ukraińskie były gotowe pokonać armię rosyjską i odzyskać utracone terytorium swojego kraju, nie ma wątpliwości, że Moskwa mogłaby łatwo uznać ten wynik walk za egzystencjalne zagrożenie, które wymaga reakcji nuklearnej" – pisze profesor.

"Przełomowy cios" Moskwy

Trzeci scenariusz, według Mearsheimera, zakłada pogrążenie się w przedłużającym się impasie, szczególnie kosztownym dla Moskwy, i desperację Putina dążącego do eskalacji nuklearnej, aby zakończyć tenże impas i wygrać wojnę. Tak jak w przypadku poprzedniej możliwości – uważa profesor – amerykański odwet nuklearny jest wysoko nieprawdopodobny. Moskwa, poprzez uderzenie jądrowe, zadałaby "przełomowy cios", który wywołałby "taki strach na Zachodzie, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy zaczęliby dążyć do szybkiego zakończenia konfliktu na warunkach korzystnych dla Moskwy".

"Można uznać, że mimo iż jeden z tych katastroficznych scenariusz mógłby teoretycznie się wydarzyć, szanse na to są niewielkie i dlatego nie powinny budzić obaw" – pisze Mearsheimer, zauważając jednocześnie, że "biorąc pod uwagę zawrotne koszty wojny nuklearnej między wielkimi mocarstwami, nawet mała szansa, że tak się stanie powinna sprawić, że każdy będzie myśleć długo i intensywnie o tym, dokąd może zmierzać ten konflikt".

Jak uważa profesor, ta niebezpieczna sytuacja tworzy silną motywację do odnalezienia dyplomatycznego rozwiązania dla wojny, jednak jak dotąd na horyzoncie nie widać porozumienia, a obie strony są silnie oddane swoim celom wojennym.

"Można jedynie mieć nadzieję, że przywódcy po obu stronach będą prowadzić wojnę w takie sposób, aby uniknąć katastrofalnej eskalacji. Jednakże dla dziesiątek milionów ludzi, których życie jest położone na szali, to marne pocieszenie" – konkluduje Mearsheimer.

Ustanowienie misji wojskowej

Stany Zjednoczone rozważą ustanowienie specjalnej misji wojskowej, w ramach której koordynowane byłyby wszelkie działania związane ze szkoleniem ukraińskim żołnierzy i przekazywaniem militarnego wsparcia dla Kijowa - powiadomił amerykański dziennik "Wall Street Journal".

Administracja prezydenta Joe Bidena może podjąć taką decyzję w "najbliższych tygodniach". Na czele misji stanąłby dwu- lub trzygwiazdkowy generał. Formalny status tego przedsięwzięcia przypominałby wcześniejsze misje Stanów Zjednoczonych w Iraku i Afganistanie, mimo że amerykańska armia nie jest bezpośrednio zaangażowana w działania bojowe na Ukrainie.

Jak podkreślił "WSJ", postanowienie Waszyngtonu oznaczałoby przejście od działań o charakterze doraźnym do zapewnienia Ukrainie szkoleń i pomocy militarnej w "najbliższych latach". Nadanie misji formalnych ram "zwykle wiąże się z długoterminowym finansowaniem, a także możliwością specjalnych wynagrodzeń, awansów i odznaczeń dla wojskowych uczestniczących w (operacji)" - przypomnieli autorzy artykułu.

Pentagon nie potwierdził w czwartek doniesień "WSJ". Rzecznik resortu obrony Patrick Ryder ocenił jednak koncepcję misji jako "coś, czemu należałoby się przyjrzeć" - zauważył portal militarytimes.com.

Bezprecedensowy pakiet pomocy wojskowej

W środę Waszyngton ogłosił największy jak dotąd pakiet pomocy wojskowej dla Kijowa, warty blisko 3 mld dolarów. USA dostarczą Ukrainie m.in. sześć dodatkowych systemów obrony powietrznej średniego zasięgu NASAMS wraz z rakietami, do 245 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm, do 65 tys. sztuk amunicji do moździerzy 120 mm, do 24 radarów przeciwartyleryjskich, drony rozpoznawcze Puma, systemy przeciwdronowe VAMPIRE, rakiety naprowadzane laserem oraz środki na szkolenie, utrzymanie i konserwacje sprzętu.

Ogłoszenie nowej transzy pomocy wojskowej oznacza, że obecna administracja USA zobowiązała się do przekazania na potrzeby Ukrainy 13,5 mld dolarów, w tym ponad 12,7 mld dolarów od 24 lutego. Stany Zjednoczone ofiarowały też 7 mld USD na pomoc budżetową dla ukraińskiego rządu i 1,5 mld dolarów na wsparcie humanitarne.

Autorka: Katarzyna Muszyńska