Uprawianie polityki, rozumianej jako sztuka zarządzania państwem, w demokracji nigdy nie było zajęciem szczególnie łatwym. Z jednej strony trzeba było uwzględniać interesy różnych grup, a z drugiej – wpływ czynników międzynarodowych. Na dodatek, jak w słynnej dykteryjce przypisywanej premierowi Wielkiej Brytanii Haroldowi Macmillanowi, zawsze mogły pojawić się „te przeklęte, nieprzewidywalne wydarzenia” – największa zmora wszystkich przywódców.
Stare czasy się skończyły
Istniały jednak pewne prawidła polityki, które stanowiły punkt odniesienia zarówno dla rządzących, jak i rządzonych. Zresztą na Zachodzie w miarę rozwoju nauk społecznych po II wojnie światowej było ich coraz więcej. Wiedzieliśmy choćby, jak głosują określone grupy społeczne i jakie mają oczekiwania. Wiedzieliśmy, że konserwatyści i socjaldemokraci zgarną grubo powyżej połowy głosów w wyborach. Wiedzieliśmy, że wydatki rządowe rosną zwykle przed wyborami i tuż po nich, by później się ustabilizować.