Przemówienie Władimira Putina było rytualne, defensywne i wpisywało się w linię propagandową, zgodnie z którą Rosja walczy z całym światem zachodnim. - Dziś pospolite ruszenie Donbasu razem z żołnierzami armii Rosji walczy na swojej ziemi. Walczycie za ojczyznę, jej przyszłość i za to, żeby nikt nie zapomniał lekcji II wojny światowej. Żeby na świecie nie było miejsca dla katów, mścicieli i nazistów - mówił prezydent i przekonywał, że atak na Ukrainę był prewencyjny.
- Trwały przygotowania do kolejnej operacji karnej na Donbasie, do inwazji na nasze ziemie historyczne, w tym na Krym - mówił. - Wszystko wskazywało na to, że starcie z neonazistami, banderowcami, na których postawiły USA i ich młodsi kompani, będzie nieuniknione. Rosja dała wyprzedzający odpór agresji. To była decyzja wymuszona, podjęta w samą porę i jedynie słuszna. Decyzja suwerennego, silnego, samodzielnego państwa - dodawał, ogłaszając podpisanie dekretu o „szczególnym wsparciu dla dzieci poległych i rannych towarzyszy broni”. Według Ukraińców na froncie poległo już 25,6 tys. Rosjan. Rosja nie podaje swoich strat.
Miał rację cytowany we wczorajszym wydaniu DGP ukraiński politolog Jewhen Mahda, według którego Kreml działa poprzez przekaz medialny, a w nim trzeba skojarzyć 9 maja z triumfem, a nie wyrzeczeniami - a czymś takim byłaby zapowiedź powołania do wojska rezerwistów. Rosyjski publicysta Dmitrij Orieszkin, który komentował obchody na antenie kanału Nastojaszczeje Wriemia, zauważył, że Kreml pod naporem okoliczności ograniczył ambicje. Dawno już nie ma mowy o obaleniu władz Ukrainy ani zajęciu Kijowa, a we wczorajszym przemówieniu Putin w kontekście ukraińskim mówił o Zagłębiu Donieckim i ani razu nie wypowiedział słowa „Ukraina” (podobnie jak nigdy nie wypowiada nazwiska największego przeciwnika wewnętrznego Aleksieja Nawalnego).
Reklama
Orieszkin przekonywał, że ogłoszenie mobilizacji uderzyłoby w fundamenty poparcia dla wojskowej operacji specjalnej, jak w oficjalnym przekazie określa się inwazję.