Czy rosnące ceny prądu i gazu mogą stać się głównym tematem następnej kampanii wyborczej?
Coraz więcej na to wskazuje. Nie potrafię znaleźć innego tematu, oprócz pandemii, który tak mocno jak inflacja przykuwał emocje w społeczeństwie. Oczywiście przerabialiśmy to w przeszłości, ale teraz wzrosty cen wracają z dużym nasileniem po ok. 20-letniej przerwie. Całe młode pokolenie Polaków w ogóle zapomniało, co to znaczy, natomiast starsi z niepokojem sobie o tym przypominają. A to uruchamia pewien mechanizm psychologiczny - ludzie są przekonani, że ceny będą rosły, w związku z czym gorączkowo starają się coś kupić, by te pieniądze nie straciły na wartości, a to z kolei powoduje dalsze nakręcanie wzrostu cen, które trudno wygasić. Powstaje pytanie, czy ktoś ma pomysł, by przedstawić Polakom rozwiązanie tego problemu.
Pan mówi o rozwiązaniach, ale może w retoryce kampanijnej wystarczy, że ktoś będzie skuteczniejszy w przekonywaniu, czyja to wina?
Reklama
Oczywiście tak. Tym bardziej że nie ma jednego panaceum na problem drożyzny, a to powszechnie znane jest społecznie bolesne, więc ani Donald Tusk, ani Mateusz Morawiecki nie powiedzą ludziom prawdy, że najskuteczniejszym sposobem ograniczenia inflacji jest ograniczenie popytu, bo to wiąże się z drenowaniem kieszeni. Walka będzie toczyć się o to, kto jest bardziej odpowiedzialny...
Reklama