"Byłby to niezwykły prezent gwiazdkowy dla banku, gdyby ta emisja rozwiązała jego podstawowy problem – brak kapitału. Na razie wydaje się być dość blisko sytuacji, w której rozpoczynał swoją historię: właściciel nie ma na truskawki. A przynajmniej nie chce dać. Tak można przeżyć z dnia na dzień. Ale w dłuższym horyzoncie musi się znaleźć jakieś inne rozwiązanie".
Tak pisaliśmy kilka miesięcy temu w tekście o historii i próbach uzdrowienia Idea Banku ("Będzie na truskawki?", Magazyn DGP z 18 września 2020 r.). Wtedy mowa była jeszcze o emisji, która miała dać bankowi 150 mln zł. Skończyło się na 25 mln zł. A i te akcje nie zostały zarejestrowane przez sąd, bo "inne rozwiązanie" znalazło się dość szybko – przybrało postać przymusowej restrukturyzacji, czyli odebrania właścicielowi banku tak, by uniknąć upadłości i wypłaty depozytów gwarantowanych przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny.
Dziś Leszek Czarnecki nie zgadza się z nadzorem, BFG i doradcą tego ostatniego co do oceny sytuacji Idea Banku. Zdaniem funduszu i firmy PwC, która sporządziła „oszacowanie” stanowiące podstawę do przymusowej restrukturyzacji Idei, bank miał głęboko ujemne kapitały. Dziura w bilansie zbliżała się do pół miliarda złotych.
Reklama
Czarnecki powołuje się na ostatnie sprawozdanie sporządzone przez zarząd, które mówiło o ponad 150 mln zł kapitału na plusie. I powtarza: "Nie rozumiem" i "Jak to możliwe?".