Jak wskazuje ekonomista, wszystko wskazuje na to, że czwarty kwartał br. może być trudny dla finansów publicznych. Zaznacza jednak, że raczej nie grozi nam administracyjne zamrożenie całej gospodarki, jakie pamiętamy z wiosny tego roku. Możemy jednak doświadczać lokalnych lockdownów, a popyt w niektórych branżach najpewniej zahamuje z powodu indywidualnych decyzji konsumentów.
Rośnie prawdopodobieństwo, że potrzebne będzie zwiększenie wydatków na wsparcie biznesów dotkniętych przez drugą falą pandemii - pisze Buchholtz.
Ekspertka odnosi się też do środowej nowelizacji tegorocznego budżetu przez Sejm. Przypomina, że założono w niej deficyt w wysokości 109,3 mld zł, "oscylujący wokół 5 proc. PKB".
Ten wynik byłby jeszcze gorszy, gdyby doliczyć do niego wyniki funduszy celowych, a w szczególności Funduszu na rzecz Przeciwdziałania COVID-19 oraz tarcz antykryzysowych - pisze. Dodaje, że rzeczywisty wynik funduszy celowych będzie zależny od skali udzielonego i umorzonego wsparcia oraz metodologii ich zapisu.
Wynik całego sektora finansów publicznych ciągnie w dół sektor samorządowy, fundusze celowe i sektor ubezpieczeń społecznych - wskazuje.
Jak tłumaczył podczas pierwszego czytania projektu minister finansów Tadeusz Kościński, nowelizacja tegorocznego budżetu ma na celu zdobycie środków na dalszą stymulację gospodarki po kryzysie spowodowanym pandemią. Jest też konieczna ze względu na niezbędną aktualizację podstawowych parametrów budżetowych i makroekonomicznych.
Zgodnie z ustawą limit wydatków budżetowych wzrósł o 72,7 mld zł w porównaniu do obowiązującej jeszcze ustawy budżetowej - do 508 mld zł. Dochody są szacowane na 398,7 mld zł, a zakładany deficyt nie przekroczy 109,3 mld zł, wobec zerowego deficytu planowanego wcześniej. Założono, że dochody budżetu będą niższe od planowanych o 36,7 mld zł, dochody podatkowe spadną o 40,3 mld, ale wyższe o 3,6 mld zł będą dochody niepodatkowe.
Ustawa przewiduje, że spadek PKB w całym 2020 r. wyniesie 4,6 proc., wobec pierwotnie zakładanego wzrostu o 3,7 proc. Zatrudnienie w gospodarce narodowej spadnie o 2,4 proc., a płace wzrosną o 3,5 proc., czyli wolniej niż w poprzednich latach.