Klienci nie zawsze pamiętają o rachunkach, gubią faktury lub zwyczajnie nie wiedzą, że ktoś podkrada im prąd. Tymczasem dostawcy energii to wykorzystują, odcinając prąd uczciwym odbiorcom, a za ponowne podłączenie żądają wysokich opłat.
Zakłady robią to jednak bezprawnie. Nie mogą bowiem wypowiedzieć klientowi umowy, jeśli ten nie został o tym wcześniej ostrzeżony. Problem w tym, że takie ostrzeżenie nie może przyjść do domu klienta zwykłym listem. Musi być dostarczone osobiście do jego rąk i pokwitowane.
Federacja Konsumentów twierdzi, że zgodnie z art. 61 kodeksu cywilnego ostrzeżenia powinien dostarczać inkasent lub technik z zakładu. Tylko wtedy bowiem zakład ma pewność, że klient - kwitując odbiór ostrzeżenia - "złożył oświadczenie woli" wymagane w kodeksie.
Mało tego. Prawo energetyczne mówi wyraźnie, że od pokwitowania klient ma dwa tygodnie na uregulowanie rachunku. W tym czasie żaden technik nie ma prawa plombować naszych bezpieczników.
"Gazeta Prawna" radzi, by w przypadku podobnego sporu z zakładem energetycznym zgłaszać się do oddziałów Urzędu Regulacji Energetyki. URE nakaże wtedy zakładowi bezpłatnie podłączyć ponownie prąd.