Chodzi o projekt nowelizacji ustawy "w celu przeciwdziałania lichwie", którą przygotował resort sprawiedliwości. Dokument został skierowany w lutym do uzgodnień międzyresortowych. Nowo powołany wicepremier, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin zapowiadał w ubiegłym tygodniu, że rząd chciałby przyjęcia zmian jeszcze w tej kadencji Sejmu.
Sprawa wywołuje kontrowersje, bo chodzi w niej o bardzo duże pieniądze. Z danych rządowych wynika, że w 2016 r. udzielono pożyczek o wartości 6,7 mld zł. Korzysta z nich według różnych szacunków od 1,5 mln do nawet 3 mln osób. Roczny wzrost tego rynku szacuje się na ok. 5 proc.
Ministerstwo sprawiedliwości tłumaczyło, że nowelizacja ma chronić konsumentów przed wykorzystywaniem ich niewiedzy przez firmy pożyczkowe. Chodzi m.in. o zaostrzenie maksymalnego limitu dodatkowych opłat w przypadku zakupów ratalnych (ustalenie na poziomie 45 proc. limitu w skali roku od całkowitej kwoty pożyczki).
Restrykcje mają dotyczyć też tzw. pożyczek krótkoterminowych, czyli tzw. chwilówek. Tu też miałby zostać wprowadzone ograniczenia dotyczące dodatkowych opłat do 45 proc. kwoty pożyczki w skali roku. Przy pożyczce na okres miesiąca limit ten miałby wynosić 22 proc.
Choć organizacje branżowe i opiniujące projekt instytucje państwowe takie jak KNF czy UOKiK nie mają wątpliwości, że pożyczkobiorców trzeba chronić przed nieuczciwymi pożyczkodawcami, to nie brak uwag z zastrzeżeniami dotyczącymi konkretnych rozwiązań.
Firmy pożyczkowe argumentują, że ograniczenie pozaodsetkowych kosztów kredytu przyniesie spadek liczby przyznawanych kredytów konsumenckich, co przełoży się na zwiększenie wykluczenia finansowego i wzrost szarej strefy. Część firm, które w przeciwieństwie do banków nie mogą zarabiać na depozytach, miałaby bowiem zniknąć z rynku, a ich dotychczasowi klienci mieliby się skierować do osób czy instytucji będących poza wszelkim nadzorem.
"Proponowane rozwiązanie nie pozwoli na utrzymanie rentowności szeregu produktów, w efekcie stwarzając ryzyko odcięcia klientów od legalnego źródła finansowania i rozwoju szarej strefy na rynku pożyczkowym" - oceniał Związek Banków Polskich.
Niezależnie od tego branża uważa, że zmiana przepisów powinna być notyfikowana Komisji Europejskiej. "Naszym zdaniem, ustawa zawiera rozwiązania, które wpływają na przepisy prawne wdrażające przepisy UE do prawa polskiego" - napisała Konfederacja Lewiatan w wysłanym w ubiegłym tygodniu liście do KE, z którym zapoznała się PAP.
Pożyczkodawcy zwracają uwagę, że nowe przepisy regulują warunki świadczenia usług przez podmioty z innych państw członkowskich, wprowadzając odrębny sposób nadzoru lokalnego regulatora nad podmiotami zagranicznymi. To z kolei ma kolidować z regulacjami sektorowymi dla instytucji kredytowych.
"Biorąc pod uwagę fakt, że ustawa będzie prawdopodobnie procedowana w nadchodzących tygodniach, a także to, że polscy ustawodawcy wydają się nie mieć zamiaru inicjowania procedury notyfikacji, chcielibyśmy zwrócić uwagę Komisji na tę sprawę i złożyć wniosek o jej opinię" - czytamy w piśmie do KE.
W uzasadnieniu do projektu resort sprawiedliwości wskazuje, że notyfikacja nie jest potrzebna, a zakres projektu nie jest objęty prawem Unii Europejskiej. Jednak zdaniem działającej przy premierze Rady Legislacyjnej notyfikacja może być konieczna, bo projekt nie wprowadza rozróżnienia na usługi pożyczkowe świadczone w sposób tradycyjny i drogą elektroniczną.
Prawo unijne przewiduje, że państwa członkowskie są zobowiązane do zgłaszania KE wszystkich projektów przepisów technicznych dotyczących produktów oraz usług społeczeństwa informacyjnego, zanim regulacje te zostaną przyjęte. Chodzi o usługi świadczone przez internet.
Konfederacja Lewiatan w swoim piśmie powołuje się m.in. na art. 169 unijnego traktatu, który mówi o konieczności notyfikowania Komisji propozycji dotyczących ochrony interesów gospodarczych konsumentów, jeśli są one bardziej restrykcyjne niż rozwiązania na poziomie UE.
Jeśli faktycznie okazałoby się, że projekt musi być notyfikowany, wówczas jego przyjęcie w tej kadencji Sejmu stanęłoby pod znakiem zapytania. Zgłoszenie do Brukseli zapisów powoduje bowiem otwarcie trzymiesięcznego okresu zawieszenia, w którym Komisja i inne państwa członkowskie badają zgłoszony projekt. Okres ten może być przedłużony w zależności od rodzaju reakcji ze strony KE lub innego państwa UE.