Nadal nie wiadomo, kiedy sytuacja wróci do normy. Z punktu widzenia konsumentów problem jest niedostrzegalny – paliwo na stacjach benzynowych jest, bo rafinerie korzystają z rezerw państwowych i dostaw z tankowców przypływających do Naftoportu w Gdańsku. Wciąż jednak nie wiemy, co się dzieje z brudną ropą rosyjską, która prawdopodobnie nadal znajduje się wewnątrz polskiego odcinka rurociągu Przyjaźń.
To problem istotny, bo dopóki rurociąg jest zatkany niedającym się przetwarzać surowcem, dopóty nie będą mogły do nas docierać nowe dostawy ropy o prawidłowych parametrach. Oczyszczenie rurociągu jest więc warunkiem powrotu sytuacji do stanu normalnego. Rezerwy w końcu się wyczerpią (te państwowe wystarczą na 90 dni), a przepustowość Naftoportu jest za mała, aby dostarczyć wystarczające ilości surowca. Na dłuższą metę rurociąg Przyjaźń jest więc nam niezbędny.
Z kwietniowych komunikatów PERN, który zarządza rurociągami naftowymi w Polsce, oraz Ministerstwa Energii wiadomo, że Polska przestała przyjmować ropę nienadającą się do przerobu 24 kwietnia, natomiast pierwszy raz pojawiła się ona w naszym systemie przesyłowym 19 kwietnia. Wynika z tego, że zanim wstrzymano dostawy, napływała do nas przez pięć dni. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w polskiej części rurociągu nadal znajduje się ok. 1 mln ton ropy naftowej nienadającej się do przerobu. Nie można jej przekazać rafineriom, bo grozi to ich fizycznym uszkodzeniem.
Problem jest skomplikowany, a jego rozwiązywanie trwa już drugi tydzień. Spotkanie w tej sprawie odbyło się w Mińsku 26 kwietnia. Wzięli w nim udział przedstawiciele PERN i odpowiedzialnych za przesył firm z Białorusi, Rosji i Ukrainy. Po zakończeniu spotkania PERN poinformował, że wypracowano rozwiązanie, które „analizowane jest pod kątem technicznym”, i które zostanie następnie przedstawione klientom (czyli rafineriom). Wdrożenie tego rozwiązania miałoby nastąpić po uzgodnieniu ze wszystkimi stronami.
Reklama
W komunikacie nie napisano jednak ani wtedy, ani potem, na czym konkretnie to rozwiązanie ma polegać. To wszystko działo się 12 dni temu. Trzy dni później dostaliśmy jeszcze komunikat, że klienci analizują propozycje ze spotkania w Mińsku. A potem zapadła cisza.
Wczoraj ukazał się nowy komunikat. Jest w nim napisane, że „trwają dalsze uzgodnienia z klientami odnośnie do planu powrotu do sytuacji wyjściowej oraz metody dalszego oczyszczania surowca klientów”.
Warto zaznaczyć, że PERN jest tylko właścicielem rurociągu. Natomiast skażona ropa, która się w nim znajduje, to własność firm naftowych (głównie Orlenu i Lotosu), które zapłaciły za nią Rosjanom. Wciąż nie wiadomo też, kto jest winny tej sytuacji. Premier Dmitrij Miedwiediew zapowiadał ich ukaranie, a prezydent Władimir Putin nie wykluczył, że poszukają ich służby specjalne.
Białoruś o rozwiązaniu problemu na swoim odcinku rurociągu Przyjaźń informowała już pięć dni temu. Tam złą ropę cofnięto rurociągiem na teren Rosji, a następnie wypompowano do zbiorników przy punkcie Uniecza niedaleko granicy rosyjsko-białoruskiej. Dzięki temu dostawy ropy na Białoruś zostały już wznowione. Polska ma sytuację o tyle bardziej skomplikowaną, że leży dalej od Rosji. W naszym przypadku manewr z przepompowaniem zabrudzonej ropy z powrotem do Rosji wymagałby zgody Białorusi, a jej efektem byłyby kolejne zakłócenia z dostawami do białoruskich rafinerii.
Zdaniem ekspertów od logistyki cytowanych przez branżowy serwis Platts, skażoną ropę powinno się wypompować do zbiorników, a następnie powoli mieszać z nowymi, czystymi dostawami ropy, aby stężenie substancji szkodliwych dla instalacji w rafineriach doprowadzić do poziomów nieistotnych. W ten sposób po dłuższym czasie cała zła ropa zostałaby wykorzystana. Jednak zrealizowanie takiego planu i jednoczesne utrzymanie niezakłóconych dostaw ropy z rezerw i z Naftoportu do rafinerii może się okazać ogromnym problemem logistycznym.