DGP: Od wprowadzenia zakazu handlu w niedziele minął już ponad rok. Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii przygotowało raport, który ma przybliżyć skutki tych zmian. Pani zdaniem ograniczenia zdały egzamin, spełniły swój cel?
Jadwiga Emilewicz: Przede wszystkim zmieniły się nasze zachowania konsumenckie. Po pierwsze, przyzwyczailiśmy się do tego, że niedziele są wolne dla pracowników handlu. Robimy duże zakupy w piątki i soboty. Po drugie, inaczej alokujemy wydatki w niedzielę. Rozwinęła się branża gastronomiczna, co potwierdzają sieci restauracyjne i firmy świadczące usługi dowozu posiłków. Zanotowały one znaczące wzrosty przychodów w niedziele niehandlowe. Podobny trend dotyczy turystyki weekendowej. W ubiegłym roku z obiektów noclegowych skorzystało ponad 6 proc. osób więcej niż w latach poprzednich. Jednocześnie sklepy na zakazie nie straciły – notują wzrosty obrotów i przychodów. A największe wzrosty zarejestrowały małe i średnie sklepy prowadzone przez mikroprzedsiębiorców. Samo ograniczenie handlu nie spowodowało ubytku takich placówek – jest ich mniej, ale wynika to z procesów rynkowych, zmiany struktury handlu. Ten trend jest stały od 2010 r., ale ubiegły rok nie jest wyjątkowy. Nie zamknięto więcej placówek niż np. rok lub dwa lata wcześniej.
Nie sprawdziły się też prognozy pracodawców, którzy twierdzili, że w wyniku wprowadzenia zakazu zmniejszy się zatrudnienie.
Nasz raport wskazuje, że zatrudnienie w handlu wciąż rośnie. Dodatkowo w perspektywie średnio i długookresowej trzeba brać pod uwagę fakt, że praca w tym sektorze nie jest wysoko opłacana. Następuje zatem odpływ pracowników do branż, które oferują lepsze pensje. W tym kontekście obecne dane tym bardziej wskazują na pozytywną sytuację w całym sektorze.
Z raportu wynika, że rosną przychody we wszystkich segmentach handlu, ale najszybciej w tym obejmującym duże sklepy. Chyba nie o to chodziło projektodawcom ograniczeń?
O tym, że zakaz negatywnie wpłynął na działalność placówek, można mówić w przypadku hiper- i supermarketów. W ubiegłym roku po raz pierwszy ich liczba się zmniejszyła. Od lat intensywnie rozwijają się dyskonty – ten format sklepu został nie tylko przyjęty życzliwie przez klientów, ale również, poprzez intensywne nakłady kapitałowe właścicieli podmiotów, mocno rozwinął sieć sprzedaży w Polsce. Warto zauważyć również, iż poprzez wspólny model zakupowy, zróżnicowaną ofertę promocyjną i asortymentową dyskonty zdobyły unikalne przewagi konkurencyjne i ograniczyły szanse wzrostu pozostałym uczestnikom rynku. Te sieci dysponują też środkami, które umożliwiają im prowadzenie agresywnych akcji promocyjnych i reklamowych. Na to mniejsze sklepy nie mogły sobie pozwolić. Dlatego raport rekomenduje ich wzmocnienie.
Wskazuje, że miałoby to polegać na zachęcaniu do konsolidacji. Czy przewidywane jest jeszcze jakieś inne wsparcie, rozwiązania legislacyjne?
Analizujemy to, sprawdzamy, jakie rozwiązania w tym zakresie funkcjonują w innych państwach i jak się one sprawdzają. Kilka propozycji funkcjonuje w debacie publicznej. Nie są to jednak rządowe propozycje, my bardzo wnikliwie analizujemy te rozwiązania, po to, aby wypracowane rekomendacje służyły rynkowi, w tym dostawcom i konsumentom. Dodatkowo trzeba podkreślić, że sam zakaz handlu wpływa na równoważenie rynku. Właściciele małych placówek handlowych w niedziele nie muszą ich zamykać. Sami mogą prowadzić sprzedaż. Zyskali jeden dzień przewagi konkurencyjnej, o co wnioskowali już lata temu, gdy wielkopowierzchniowe sieci rozpoczynały działalność w Polsce.
Czy resort bierze pod uwagę propozycje, które przedstawiają w tym zakresie związki zawodowe? Ich zdaniem można wprowadzić przepisy, które będą limitować działalność wielkopowierzchniowych sklepów.
Takich limitów nie udałoby się wprowadzić w zgodzie z unijnymi przepisami. Ich wdrożenie wymagałoby uprzedniej debaty na forum unijnym, bo na pewno pojawiłyby się zarzuty co do ograniczania wolnej konkurencji. Na razie to temat do dyskusji. Pomocna w tym zakresie może być decyzja Komisji Europejskiej z lutego 2019 r., zabraniająca fuzji Alstomu i Siemensa. Zdaniem Brukseli taka koncentracja zaszkodziłaby konkurencji na rynku. Na kanwie tej decyzji można wskazywać, że podobne zachwianie konkurencyjności dotyczy handlu detalicznego. Ale tego typu legislację powinna poprzedzić debata na poziomie KE. Wszelkie analizowane przez nas rozwiązania będą zgodne z przepisami unijnymi – jesteśmy członkiem Unii Europejskiej z wszystkimi prawami i obowiązkami, szanujemy te rozwiązania, choć niekiedy się z niektórymi nie zgadzamy.
Z raportu wynika pozytywny wpływ zakazu na rynek, ale nie można zapominać też o negatywnych skutkach. Z analiz PKO BP wynika, że ze względu na ograniczenie dni handlowych sprzedaż detaliczna ogółem w tym roku może spaść o ok. 3,3 proc. A to oznacza obniżenie dynamiki PKB o 0,5 pkt proc.
Taki skutek nastąpiłby, gdyby nie doszło do zmiany alokacji środków. Raport PKO BP prezentował wnioski właśnie przy założeniu, iż ta zmiana nie wystąpi. Przygotowana ocena ograniczenia handlu w niedziele wyraźnie wskazuje, że mamy do czynienia z rosnącymi wydatkami także na gastronomię czy turystykę. Gospodarka skorzystała zatem dużo szerzej na zmianach, niż początkowo zakładaliśmy. Powinniśmy prowadzić dalsze badania w tym zakresie. Trzeba też sprawdzić, jak ograniczenie handlu wpłynęło np. na instytucje kultury. W trakcie posiedzenia Rady Ministrów, gdy prezentowałam raport, wicepremier Piotr Gliński wskazał, że frekwencja w takich jednostkach w ubiegłym roku była rekordowa. Jeśli jednym z efektów wprowadzenia niedzieli wolnej od handlu będzie przywrócenie właściwego znaczenia słowu „galeria”, jako miejsca, gdzie sycimy ducha, a nie ciało, to będzie to powód do dumy.
Czy resort bierze pod uwagę interesy tych grup pracodawców, którzy na zakazie handlu ewidentnie stracili? Chodzi np. o najemców lokali handlowych i usługowych w wielkich centrach handlowych. Firma Grycan już zapowiedziała, że z powodu zakazu jest zmuszona zamykać takie punkty, bo stały się nierentowne.
Rzeczywiście ograniczenia dotknęły wielkie centra handlowe, a więc także właścicieli placówek w nich zlokalizowanych, choć – dodajmy – to przede wszystkim placówki obsługiwane przez duże sieci sprzedaży. Trzeba jednak brać pod uwagę to, że wprowadzanie zakazu rozłożyliśmy na dwa lata właśnie po to, aby przyzwyczaić do nowych warunków nie tylko konsumentów, lecz także właścicieli sklepów, którzy wynajmują powierzchnie handlowe. Jest czas na zmianę modelu biznesowego, na dostosowanie się. Pamiętajmy również o tym, że branża ewoluuje, staje się dużo bardziej konkurencyjna i skutki tych procesów dotykają bezwzględnie wszystkich, niezależnie od ograniczenia handlu w niedziele. To ostatnie stało się dla niektórych uczestników rynku wygodnym uzasadnieniem trudności – dużo łatwiej jest się powołać na ten argument i uniknąć tłumaczenia innych, często ważniejszych powodów, jak przeoczenia pojawienia się nowej konkurencji czy zmiany preferencji klientów. O przypadku przedsiębiorstwa Grycan bardzo często się mówi, pomijając jednak zmiany w branży, jak wzrost popularności małych lodziarni rzemieślniczych, tzw. kraftowych, poszerzenie oferty o lody przez kawiarnie i cukiernie czy penetrację rynku przez jej pozostałych uczestników w segmencie premium. Patrzmy zatem szerzej, analizujmy głębiej informacje, które do nas docierają.
Czy w trakcie prac nad raportem resort starał się ocenić sposób funkcjonowania samych przepisów wprowadzających zakaz? Zawierają one aż 32 wyjątki od ograniczeń. Wielu przedsiębiorców stara się je wykorzystać do omijania zakazu.
Dostrzegamy to, ta kwestia będzie przez nas jeszcze badana. Choć z raportu rzeczywiście wynika np. bardzo duży wzrost obrotów na stacjach paliw, to jest jeszcze za krótko, aby wskazać, czy zmieniły się preferencje zakupowe konsumentów, czy też – jak podejrzewamy – klienci są w podróży coraz bardziej skłonni do dokonywania zakupów w tego typu placówkach. Przyglądamy się tym ograniczeniom i, dysponując kolejnymi danymi, będziemy formułować dalsze wnioski co do skuteczności konkretnych przepisów.
Sejm rozpoczął już prace nad poselskim projektem, który ma ograniczyć możliwość pracy w niedzielę w placówkach handlowych, które świadczą też usługi pocztowe. Chodzi przede wszystkim o sieć „Żabka”. Czy prace nad tymi przepisami zostaną wznowione?
To nie jest projekt resortu przedsiębiorczości i technologii, więc nie jesteśmy za niego odpowiedzialni.
A czy pani zdaniem taki projekt jest uzasadniony?
Ustawodawca powinien reagować, jeśli przepisy nie działają zgodnie z jego intencją. Jednak, jak wspomniałam, wymaga to bardzo szczegółowego zbadania.
Na koniec zapytam o wielkiego nieobecnego debaty o zakazie, czyli obywateli konsumentów. Dyskusja skupia się na argumentach związkowców i pracodawców. Czemu raport pomija badania opinii społecznej?
Takie badania robione są nieregularnie i na zlecenie konkretnych podmiotów, więc trudno uznać ich wyniki za miarodajne. Niestety w Polsce badania opinii społecznej zbyt często stanowią element lobbingu interesów dużych podmiotów – naszą rolą jest analizować zagadnienia szeroko, nie zawężając perspektywy do wąskiego grona podmiotów, które – wyraźnie mogę to powiedzieć – stać na to, aby interweniować w mechanizm rynkowy. Przeciwnicy ograniczenia traktują badania opinii społecznej jako argument przemawiający za jego cofnięciem. Zarekomendowałam przeprowadzenie takich badań, ale w sposób systematyczny. Tak, aby sprawdzić, jak rzeczywiście kształtuje się ocena społeczna ograniczeń handlu. Widzimy już teraz dostosowanie się konsumentów do ograniczenia handlu w niedziele, co więcej – dostrzegamy pozytywne oddziaływanie na polską gospodarkę, a – jako ministrowi właściwemu do spraw gospodarki – ten punkt widzenia jest mi niezmiernie bliski.
Badania prezentowane ostatnio wskazują, że większość Polaków jest przeciwna rozszerzaniu zakazu na kolejne niedziele.
Warto w tym zakresie analizować dynamikę zmian. Początkowo większość osób była przeciwna wprowadzeniu choćby dwóch niedziel niehandlowych w miesiącu. Ale z czasem konsumenci się do tego przyzwyczaili. Teraz większość chciałaby, żeby wolne były właśnie te dwie niedziele, bo już się do nich dostosowaliśmy. Dlatego pod koniec roku trzeba sprawdzić, czy przyzwyczaili się też do tej trzeciej niehandlowej niedzieli. Jeśli tak, to okaże się, że to stopniowe wprowadzenie zakazu spełniło swój cel i nie ma sensu wycofywać się z tego rozszerzenia. Już teraz ten wolny czas w niedzielę Polacy dużo częściej spędzają na pielęgnowaniu relacji międzyludzkich, rodzinnych, rekreacji i wypoczynku. Nie wolno nam tego pomijać – z punktu widzenia produktywności, zdrowia publicznego czy satysfakcji ludzkiej są to również zagadnienia ważne.
A jeśli okaże się, że się nie przyzwyczaili? Możliwe jest cofnięcie przepisów, czyli ograniczenie zakazu do dwóch niedziel w miesiącu?
Z dotychczas zebranych danych wynika, że obecnie nie mamy do czynienia z negatywnymi skutkami ograniczenia handlu w niedziele. Zmieniają się za to nasze zachowania konsumenckie, zaczynamy funkcjonować jak wiele społeczeństw zachodnich, w których niehandlowe niedziele są często normą. Wsłuchujemy się tak w głos konsumentów, jak i przedsiębiorców czy pracowników, starając się o wypracowanie rozwiązań korzystnych dla Polski i dla Polaków.