Według polskich dyplomatów, mandat państw członkowskich jest korzystny dla Polski i krajów przeciwnych rosyjsko-niemieckiemu projektowi. Rozmowy między państwami UE toczyły się od końca 2017 roku. KE przedstawiła projekt nowelizacji dyrektywy w październiku 2017 r. Przewiduje on, że podmorskie części gazociągów przebiegających przez terytorium UE będą w całości podlegały przepisom restrykcyjnego unijnego trzeciego pakietu energetycznego. Gazprom w takiej sytuacji musiałby dopuścić do Nord Streamu 2 inne przedsiębiorstwa zainteresowane tłoczeniem surowca tą nitką. Przesył błękitnego paliwa przez Bałtyk byłby też podporządkowany niezależnemu operatorowi. W rezultacie projekt stałby się mniej rentowny.

Reklama

Dlatego też prace nad nowelizacją były blokowane przez miesiące przez kraje sprzyjające projektowi, w tym głównie Niemcy. Ostatecznie w piątek, przy sprzeciwie Bułgarii, udało im się osiągnąć kompromis. Chociaż decyzja jest przełomem, to na ostatniej prostej doszło do złagodzenia zapisów. Stało się tak w efekcie niemiecko-francuskiej poprawki, która ostatecznie została zaakceptowana przez niemal wszystkie kraje, w tym Polskę.

Chodzi o zapis, który mówi, że prawu unijnemu będą podlegały te części morskiego gazociągu, które przebiegają przez wody terytorialne ostatniego państwa członkowskiego na trasie nitki. A więc dyrektywie będzie podlegała tylko ta część Nord Streamu 2, która przebiega przez wody terytorialne Niemiec.

Co to oznacza? Tyle, że w przypadku Nord Streamu 2 warunki prawne dla pozostałej części przebiegającego przez Morze Bałtyckie gazociągu (poza wodami terytorialnymi Niemiec) będą musiały zostać wynegocjowane przez Niemcy z Rosją w ramach międzyrządowej umowy. Na treść tego porozumienia będzie musiała się jednak zgodzić Komisja Europejska, która - jak wskazują dyplomacji z krajów przeciwnych gazociągowi - będzie musiała kierować się przy tej ocenie unijnym prawem.

Chodzi o zapewnienie ciągłości stosowania prawa na całym odcinku nitki. Gazociągu nie da się podzielić - tłumaczył jeden z nich. Jak dodał, każda decyzja dotycząca reżimu prawnego gazociągu będzie musiała być zaakceptowana przez Komisję Europejską. Taki przepis budzi jednak wątpliwości wśród niektórych ekspertów. "Niestety osiągnięto porozumienie, które czyni tę dyrektywę bezzębną, jeśli idzie o przeciwdziałanie Nord Stream 2. Chodzi zarówno o jej zakres terytorialny, jak i mechanizmy umożliwiające przyznawanie wyłączeń spod zasad unijnego prawa" - napisał na Twitterze Szymon Kardaś, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Polscy dyplomaci uspokajają jednak, że kompromisowe zapisy nie są furtką dla wyłączenia gazociągu spod regulacji unijnych. To, co zostało przyjęte, jest bardzo korzystne dla Polski – powiedział w Brukseli jeden z nich. Podkreślają również, że kwestia zakresu terytorialnego dyrektywy będzie przedmiotem dalszych dyskusji w negocjacjach z PE.

Z doniesień medialnych wynika, że z kompromisu zadowolone są też kraje wspierające budowę gazociągu. Niemiecka agencja dpa napisała z Brukseli, powołując się na źródła dyplomatyczne, że w efekcie porozumienia na Nord Stream 2 mają zostać nałożone surowsze zobowiązania, ale też ma zostać zapewnione, że nie zagrożą one temu projektowi. Przyjęcie mandatu przez kraje członkowskie zaznacza, że w następnym kroku mogą rozpocząć się negocjacje z Parlamentem Europejskim nad ostatecznym kształtem nowych regulacji. Mają ruszyć już we wtorek. Jeśli obie strony się porozumieją, wówczas przepisy będą mogły wejść w życie.

Reklama

Zgodnie z obecnym planem Nord Stream 2 ma być gotowy pod koniec 2019 roku, jednak wiele wskazuje na to, że jego budowa może się opóźnić. Problemem dla Rosjan jest brak zgody na budowę ze strony Danii, co może spowodować konieczność położenia rurociągu na częściowo alternatywnej trasie. To może z kolei oznaczać co najmniej rok opóźnienia.

Partnerami rosyjskiego Gazpromu w budowie Nord Stream 2 jest pięć zachodnich firm energetycznych: austriacka OMV, niemieckie BASF-Wintershall i Uniper, francuska Engie i brytyjsko-holenderska Royal Dutch Shell.