"Żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie podawanego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wysokości ok. 65 tys. Miesięczne wynagrodzenie całkowite w kwocie 60 tys. zł przekroczył tylko jeden z dyrektorów w NBP i miało to miejsce w czasie kadencji prezesa Marka Belki" – poinformowała wczoraj Ewa Raczko, zastępca dyrektora departamentu kadr Narodowego Banku Polskiego. Wyliczała średnie zarobki dyrektorów w banku centralnym, które w ostatnich latach wahały się w granicach 36,3–38,1 tys. zł miesięcznie.
W ten sposób bank centralny próbował wyjaśniać wątpliwości co do kwot, jakie mogą zarabiać dyrektorzy. Dziennikarze od kilku tygodni powtarzają informacje, że Martyna Wojciechowska, szefowa departamentu komunikacji i promocji, zarabia miesięcznie 65 tys. zł. To wyliczenia na podstawie jej oświadczenia majątkowego za 2016 r. Wtedy awansowała na stanowisko dyrektora departamentu. Wojciechowska musiała składać oświadczenia jako radna Prawa i Sprawiedliwości w sejmiku mazowieckim.
– Pani Martyna Wojciechowska jest wśród 14 dyrektorów, którzy zarabiają podobnie. A według łącznego dochodu, to wśród 12 – mówił na popołudniowej konferencji po zakończeniu posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej prezes banku centralnego Adam Glapiński. Sytuację wokół Wojciechowskiej i Kamili Sukiennik, dyrektor jego gabinetu, Glapiński określił jako "haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie ataki".
Przedstawiciele banku centralnego nie rozwiali jednak wszystkich wątpliwości co do wysokości wynagrodzeń. Odmawiali np. podawania najwyższych i najniższych płac na stanowiskach dyrektorskich. Według Adama Glapińskiego zabraniają tego przepisy dotyczące ochrony danych osobowych. Niedostatek informacji sprawił, że wczoraj wciąż pojawiały się wypowiedzi polityków domagających się większej jawności płac w banku centralnym.
Glapiński deklaruje pomoc Platformie w opracowaniu nowych przepisów
Platforma Obywatelska złożyła w Sejmie projekt ustawy, który pozwoliłby na publikowanie informacji na temat poziomu wynagrodzeń w banku. Beata Mazurek, rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości, stwierdziła, że jeżeli nie będzie przeszkód formalnoprawnych, to PiS z pewnością poprze projekt opozycji.
Prezes Glapiński zapowiedział, że jeśli ustawa będzie uchwalona, to będzie jej przestrzegał. Zadeklarował też… pomoc w opracowaniu nowych przepisów. – Czy to (że taka ustawa wejdzie w życie – red.) będzie dobrze dla banku? Fatalnie. To bardzo utrudni np. szukanie pracowników – podkreślał jednak szef NBP.
Ewa Raczko zastrzegała wczoraj, że poziomu wynagrodzeń w NBP nie należy porównywać z innymi urzędami. Mówiła też, że ponieważ bank nie jest częścią sektora finansów publicznych, to podatnicy nie tracą z powodu wyższych niż gdzie indziej pensji w banku centralnym. Wynagrodzenia przekładają się jednak na poziom kosztów banku, od którego zależy ostateczny wynik finansowy NBP. Jeśli bank centralny wykazuje zysk, to 95 proc. tej kwoty zasila budżet państwa.
– To, czy bank centralny ma zysk czy stratę, w 99 proc. zależy od tego, jak kształtuje się kurs złotego. Jeśli złoty jest silny, to bank ma księgową stratę. Jeśli złoty traci na wartości, pojawiają się zyski – tłumaczył wczoraj dziennikarzom Marek Belka, poprzednik Adama Glapińskiego na stanowisku prezesa NBP. – Trzeba popatrzeć na to, jak z roku na rok kształtują się koszty funkcjonowania banku centralnego. One za moich czasów wynosiły około miliarda złotych. Dużo, ale jest tam 3,5 tys. pracowników, duże nakłady na rozwiązania technologiczne. 300 mln zł to koszty bicia monet i drukowania banknotów – wyliczał poprzedni szef NBP.
Z zaprezentowanych wczoraj przez NBP danych wynika, że były prezes NBP w 2015 r. miał zarobki wyższe niż ubiegłoroczne dochody Adama Glapińskiego. Belka wyjaśnił to otrzymaniem nagrody jubileuszowej za 40 lat pracy. NBP nie ujawnił wynagrodzeń dwóch prezesów z ostatnich 20 lat: Leszka Balcerowicza i Sławomira Skrzypka.
We wtorek do tematu zarobków w NBP odniósł się prezydent Andrzej Duda. Stwierdził, że zasady obowiązujące do dziś wprowadził Marek Belka. – Wysokie płace i dochody w NBP były od zawsze. Tam płace ustala się w relacji do tych w sektorze bankowym. W 2010 r. my po prostu uporządkowaliśmy istniejącą sytuację – mówił wczoraj dziennikarzom Belka.
Porównanie danych dotyczących NBP i sektora bankowego wskazuje nawet, że w tym pierwszym koszty osobowe (obejmują one również składki na ubezpieczenia społeczne przypadające na pracodawcę oraz rezerwy na wynagrodzenia) przypadające na jednego zatrudnionego są wyższe. Ma to związek m.in. z tym, że średnią dla banków komercyjnych zaniżają pracownicy odpowiedzialni za kontakty z klientami. Bank centralny ma kilkanaście oddziałów, ale nie prowadzi obsługi przedsiębiorstw czy klientów indywidualnych.
Według Glapińskiego ani sprawa pensji w NBP, ani wcześniejsze aresztowanie byłego szefa nadzoru finansowego Marka Ch. nie zagrażają naszemu systemowi finansowemu. Świadczy o tym stabilny kurs złotego oraz notowania obligacji. Zdaniem Marka Belki dla stabilności systemu ważniejsze jest to, co się dzieje wokół nadzoru, niż organizacja pracy w banku centralnym.
Kontrowersje wokół wynagrodzeń w NBP sprawiły, że pojawiły się głosy żądające dymisji Adama Glapińskiego. Zgodnie z przepisami prezesa banku centralnego można odwołać w kilku ściśle określonych przypadkach: długotrwałej choroby, skazania prawomocnym wyrokiem, prawomocnego podważenia przez sąd orzeczenia lustracyjnego lub orzeczenia zakazu zajmowania kierowniczych stanowisk przez Trybunał Stanu. Prezes NBP może jednak sam zrezygnować ze stanowiska. Czy to zrobi?
– Jak wrócę z Radomia, to się zastanowię – odpowiedział wczoraj Glapiński cytatem z filmu "Halo Szpicbródka". Filmowy bohater dodawał jeszcze, że się tam nie wybiera.
Bezbłędny brak decyzji
"Obecny poziom stóp procentowych sprzyja utrzymaniu polskiej gospodarki na ścieżce zrównoważonego wzrostu oraz pozwala zachować równowagę makroekonomiczną" – oceniła w komunikacie po zakończonym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej.
Adam Glapiński, prezes NBP, podkreślał, że Polska ma "najwyższy ustabilizowany" wzrost gospodarczy w Europie. – To także nasza bezbłędna do tej pory polityka pieniężna powoduje, że ten wzrost jest tak zrównoważony – mówił. W marcu miną cztery lata, odkąd RPP dokonała ostatniej zmiany stóp. Główna stopa procentowa NBP wynosi 1,5 proc. – Niewykluczone, że to (stopy – red.) będzie ustabilizowane do końca kadencji obecnej Rady – mówił Glapiński. Kończy się ona na początku 2022 r. Dotąd prezes NBP wskazywał, że stopy bez zmian możemy mieć do 2020 r. Zdradził, że zakończyły się prace nad opracowaniem nadzwyczajnych instrumentów polityki pieniężnej, którymi NBP mógłby wspomagać gospodarkę. Nie ujawnił, jakie rozwiązania wchodzą w grę, powiedział tylko, że byłyby to instrumenty "prostsze" niż w innych krajach europejskich.