Ten rok jest wyjątkowo udany dla posiadaczy akcji największych pod względem kapitalizacji firm notowanych na warszawskiej GPW. Od ostatniej sesji grudnia indeks WIG20, który obrazuje poziom kursów w tej grupie spółek, zyskał na wartości już niemal 20 proc. Dla porównania notowania przedsiębiorstw o średniej i niskiej kapitalizacji, które z reguły zyskują najwięcej w okresach dobrej giełdowej koniunktury, podskoczyły o 10–15 proc. Ta anomalia wynika przede wszystkim ze wzrostu notowań spółek kontrolowanych przez państwo – w składzie WIG20 jest 12 takich firm i odpowiadają one za niemal 80 proc. wartości indeksu. Liderami wzrostów są Lotos, Orlen, PZU i Tauron.

Inwestorzy zapomnieli o wyborach

Notowania każdej z tych firm zyskały od początku roku około 30 proc. Dzięki temu łączna wartość giełdowych spółek kontrolowanych przez państwo zbliżyła się do 260 mld zł, odrabiając niemal w całości straty po gwałtownej ucieczce inwestorów zagranicznych wystraszonych perspektywą przejęcia władzy przez PiS po zwycięstwie Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich w maju 2015 r.
Reklama
– Czas leczy rany. Nie wszystkie groźne dla rynku obietnice wyborcze Prawo i Sprawiedliwość zrealizowało. Tak samo było na Węgrzech po przejęciu władzy przez Viktora Orbana – najpierw wszyscy uciekali z giełdy w Budapeszcie, a w pewnym momencie doszli do wniosku, że wszystko, co najgorsze, już się wydarzyło, i zaczęli kupować akcje – mówi Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI.
Na ostatniej sesji przed ogłoszeniem wyników wyborów prezydenckich 15 kontrolowanych przez państwo giełdowych spółek wycenianych było na 261,3 mld zł. Dwa tygodnie wcześniej ich kapitalizacja osiągnęła rekordowe 266 mld zł. Ale po 14 miesiącach, w lipcu zeszłego roku, było to już tylko 177 mld zł. Inwestorzy wyprzedawali akcje, bo obawiali się, że nowa władza uchwali ustawę zmuszającą banki do zamiany walutowych kredytów hipotecznych na złotowe po kursach niekorzystnych dla instytucji finansowych. Takie obietnice, których realizacja zdemolowałaby system finansowy, składał w trakcie kampanii Andrzej Duda. Nad giełdą zawisła także groźba nacjonalizacji akcji znajdujących się w portfelach otwartych funduszy emerytalnych. I choć to niebezpieczeństwo nie zostało ostatecznie rozwiane, to inwestorzy mogą mieć już niemal pewność, że kwestia kredytów walutowych zostanie rozwiązana w sposób dla banków relatywnie mało kosztowny. PiS wprowadził wprawdzie podatek bankowy, ale z drugiej strony wycofał się z podatku handlowego.
Zupełnie nietrafione okazały się także prognozy, mówiące o załamaniu w finansach publicznych w wyniku zwiększenia wydatków socjalnych. Zamiast tego, po sześciu miesiącach tego roku, mamy w budżecie kilka miliardów nadwyżki. Kiedy więc w listopadzie zeszłego roku globalni inwestorzy doszli do wniosku, że na giełdach zaliczanych do grupy rynków wschodzących będzie można jednak zarobić, warszawski parkiet znalazł się w centrum uwagi.

Dobra koniunktura przesłania wady

Największą premię z tego tytułu zgarnęły spółki o najwyższej kapitalizacji, bo tylko ta grupa firm umożliwia zagranicznym inwestorom zainwestowanie na GPW odpowiedniej ilości kapitału. – Kiedy koniunktura na rynku się poprawia, wady poszczególnych spółek na pewien czas przestają mieć znaczenie – ocenia Jarosław Niedzielewski.
Dlatego inwestorzy kupują nawet akcje spółek energetycznych, choć to branża najmocniej dotknięta polityką PiS. Inwestorzy źle odebrali zaangażowanie w ratowanie górnictwa czy budowlanego Polimexu-Mostostalu albo odkupywanie aktywów zagranicznych przedsiębiorstw energetycznych działających w Polsce. Efekt jest taki, że Enei, Enerdze, PGE i Tauronowi brakuje pieniędzy na wypłatę dywidendy – w ciągu dwóch lat ograniczyły wypłaty dla akcjonariuszy o 90 proc. A regularne dzielenie się zyskiem to w oczach inwestorów podstawowy atut firm z tej branży.
Jednak nawet tutaj można dostrzec pewną poprawę – minister energii Krzysztof Tchórzewski wycofał się z kontrowersyjnego pomysłu podnoszenia wartości nominalnej akcji w nadzorowanych przez jego resort firmach. Ta operacja, finansowana z zysków zgromadzonych w poprzednich latach, z którą wiązała się konieczność zapłacenia podatku, była swoistą dywidendą płaconą na rzecz tylko jednego akcjonariusza – Skarbu Państwa.
Od początku roku kursy państwowych firm energetycznych wzrosły od 15 do 46 proc. Mimo to branża ta jest wciąż daleka od odrobienia strat poniesionych w ostatnich dwóch latach. W maju 2015 r. cztery giełdowe spółki były wyceniane o 23 mld zł wyżej niż na wczorajszej sesji.
Dziennik Gazeta Prawna