Pomimo wcześniejszego sprzeciwu belgijska Walonia ostatecznie zgodziła się przyjąć kompleksową umowę gospodarczo-handlową (CETA). Porozumienie ma znieść prawie wszystkie cła i bariery podatkowe oraz zliberalizować handel między UE a Kanadą. Protesty jego przeciwników w europejskich stolicach nic nie dały. Wszystko wskazuje na to, że układ zostanie zawarty. Tym samym powracają uśpione na chwilę obawy polskich firm co do skutków jego podpisania.
Część ekspertów sądzi, że CETA może być mimo wszystko nowym otwarciem dla części branż. Zdaniem Marka Wąsińskiego z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych na umowie może jednak skorzystać część producentów, których eksport do tej pory był ograniczony za sprawą kanadyjskich ceł. Wylicza m.in. wytwórców kosmetyków, odzieży, mebli, kauczuku i innych tworzyw sztucznych, pojazdów nieszynowych oraz tytoniu.
Umowa może też być pozytywnie odebrana przez firmy, które dotychczas eksportowały towary do USA, gdyż teraz korzystniejszą opcją będzie wysyłka właśnie przez Kanadę. Warto zaznaczyć, że już teraz polski eksport do Kanady jest większy niż import (i od kilku lat rośnie). Z kanadyjskich danych wynika, że w pierwszym półroczu nasz import wyniósł 250 mln miejscowych dolarów (740 mln zł), zaś eksport – 1,07 mld dolarów (3,17 mld zł). Do tej pory naszymi hitami eksportowymi były przede wszystkim surowe skóry z norek, części mechaniczne (np. do silników oraz dla przemysłu lotniczego), meble drewniane, opony pneumatyczne z gumy dla samochodów, wymienniki ciepła o przeznaczeniu pozadomowym. Z wyrobów spożywczych dobrze sprzedaje się sok jabłkowy i wódka. – Producenci tych produktów na zniesieniu barier celnych mogą tylko zyskać – uważa Agnieszka Durlik z Krajowej Izby Gospodarczej.
Reklama
CETA jest za to otwarcie krytykowana przez rolników i producentów żywności. Krajowa Rada Izb Rolniczych (KRIR) ostrzega, że wejście w życie porozumienia doprowadzi do likwidacji wielu gospodarstw rodzinnych, co najdotkliwiej odczują takie państwa jak Polska, w których stanowią one podstawę rolnictwa. Kanada jest jednym z trzech największych na świecie producentów żywności zmodyfikowanej genetycznie. I choć polski rząd wyklucza, aby GMO trafiło do naszych sklepów, nie wszyscy eksperci są tego pewni. – Według mnie UE wpuści produkty niespełniające norm europejskich. Każda ze stron będzie bowiem odpowiadać za jakość produktów zgodnie z własnym prawem, a w Kanadzie produkty niskiej jakości oraz z dodatkami chemicznymi są dozwolone. Przy ich imporcie nie będzie się dało zbadać, czy dana żywność jest modyfikowana lub naszpikowana antybiotykami – mówi DGP były minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL). Obawy KRIR budzi zaś możliwość zwiększenia eksportu genetycznie modyfikowanych jabłek do Europy. To może uderzyć w polskich sadowników, którzy obecnie sprzedają najwięcej jabłek w UE.
Reklama
Z kolei prezes zarządu Związku Polskie Mięso Witold Choiński uważa, że otwarcie nowego rynku i zmniejszenie barier handlowych będzie korzystne dla rodzimych firm. Zaznacza jednak, że konkurencja z kanadyjskimi przedsiębiorstwami będzie możliwa tylko wtedy, gdy będą oni respektować unijne przepisy dotyczące bezpieczeństwa żywności. – Kanada to bogaty rynek i dzięki odpowiednim działaniom promocyjnym odsetek osób zainteresowanych wysoką jakością polskich produktów może być duży – przekonuje nasz rozmówca. Zaś na argument, że tamtejszy rynek nie jest chłonny, a walkę o niego wygrają duże firmy z pozostałych krajów UE, odpowiada, że to przesada. – Państwa członkowskie eksportują już na rynki azjatyckie i bliskowschodnie. A mimo to dzięki jakości rodzimych produktów udaje nam się je pokonywać – mówi Choiński.
Zdecydowanie negatywne zdanie na temat CETA ma prof. Leokadia Oręziak z SGH. Jej zdaniem zniesienie barier celnych daje większą szansę na ekspansję kanadyjskich firm do Polski niż odwrotnie. – Małe i średnie firmy nie skorzystają na umowie. Eksport produktów, jak żywność czy kosmetyki, jest w Ameryce Północnej obwarowany specyficznymi normami i definicjami, które mogą być nie do przeskoczenia dla rodzimych przedsiębiorców – przestrzega prof. Oręziak. I rzeczywiście, branża kosmetyczna może nie mieć lekko. Jak mówi dyrektor Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego Blanka Chmurzyńska-Brown, niektóre produkty, jak pasty do zębów z fluorem czy szampony przeciwłupieżowe, które w Polsce są kosmetykami, tam są uznawane za leki OTC, a więc wymagają dodatkowych badań i określonego sposobu produkcji. – Całościowo oceniamy umowę jako niebezpieczną dla Polski i dla większości rodzimych producentów. Przynosi ona bowiem znacznie więcej zagrożeń niż potencjalnych korzyści – podsumowuje Agnieszka Durlik.

W Kanadzie świetnie sprzedają się surowe skóry norek z Polski