Resort finansów na swoim modelu mikrosymulacyjnym zbadał, jaki wpływ na dochody gospodarstw domowych będzie miał program 500+. Wyniki znalazły się w Aktualizacji Programu Konwergencji (APK) i dowie się o nich Bruksela. I tak najwięcej beneficjentów będzie w grupie obejmującej rodziny, które mają do dyspozycji dochód na osobę nieprzekraczający 625 zł. Pieniądze trafią do niemal 750 tys. gospodarstw domowych na ponad 1,2 mln dzieci. Z uwagi na niskie dochody praktycznie wszystkie rodziny tego typu otrzymają świadczenie także na pierwsze dziecko. Ale najważniejszy wniosek, jaki wynika z symulacji, to fakt, że dochody z 500+ będą dla tych rodzin stanowiły przeciętnie 38,7 proc. budżetu domowego. – W tej grupie większość to rodziny, których dochody są tzw. niezarobkowymi źródłami, jak świadczenia socjalne, i mamy do czynienia z niestabilnymi źródłami równymi płacy minimalnej. Dla nich będzie to oznaczało wzrost budżetów domowych o 60 proc., czyli będzie to raptowny skok dochodów. To gigantyczna zmiana – uważa prof. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego. W dużej części rodzin jest wiele dzieci.
Symulacja MF świadczy o tym, że 500+ będzie znaczącym wzrostem dochodów także dla trzech innych grup rodzin. Bo jak pokazują dane MF dla drugiej pod kątem zamożności, 500+ będzie oznaczało 18,2 proc. dochodów do dyspozycji, dla trzeciej 12,3 proc. dochodów. Nawet w czwartej grupie rodzin pieniądze ze świadczenia będą stanowiły niemal 10 proc. dochodów. – To pokazuje, jak mało zamożnym społeczeństwem jesteśmy, i dowodzi, że rozkład pomocy jest racjonalny – podkreśla Bartosz Marczuk, wiceminister rodziny i pracy odpowiedzialny za program. Łącznie w pierwszych czterech grupach znajdzie się niemal dwa miliony rodzin, czyli blisko trzy czwarte wszystkich uprawnionych, i trafi do nich 14 mld zł z blisko 17 mld zł, które ma kosztować program w tym roku.
– Do tej pory stopa ubóstwa wśród rodzin z dziećmi w Polsce była jedną z najwyższych w Europie. Dzięki dodatkom wychowawczym poziom tego ubóstwa wyraźnie się zmniejszy – zauważa Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, które przeprowadziło podobne analizy. Potwierdza to resort rodziny i pracy. – Mamy nowe szacunki dotyczące wpływu programu na ubóstwo skrajne wśród dzieci, które może zmaleć o połowę – podkreśla Bartosz Marczuk.
Będą także inne efekty. – Bardzo duży wzrost dochodów dla najuboższych ma niewielkie znaczenie dla gospodarstw od piątej grupy zamożności wzwyż, oznacza, że te pieniądze w większości wyjdą na rynek. Rodzi się tylko pytanie o preferencje wydatkowe w różnych grupach. Ludzie ubożsi pieniądze wydadzą na duże zakupy w sklepie spożywczym lub uregulują zaległości czynszowe – podkreśla Piotr Szukalski. To oznacza, że te pieniądze trafią do gospodarki, a część wróci w formie podatków do budżetu. Demograf spodziewa się, że w przypadku rodzin o najniższych dochodach priorytetem wydatkowym będzie żywność i odzież. – To może oznaczać drugie śniadanie do szkoły – podkreśla naukowiec. Im wyższy dochód w rodzinie, tym częściej będą to wydatki na usługi edukacyjne, książki, kursy językowe czy wypoczynek dla dzieci.
Duży wpływ programu na rodziny, oprócz pozytywów, rodzi dwie główne obawy. Po pierwsze, czy te pieniądze na pewno wydane zostaną na dzieci lub na potrzeby rodziny, a nie na alkohol i używki. – Będą takie przypadki i zapewne będzie ich tym więcej, im dochód na osobę w rodzinie niższy, ale to na pewno będzie mniejszość – pociesza Piotr Szukalski.
Kolejna obawa to, czy tak duży udział programu w dochodach rodzin dla części rodziców nie będzie czynnikiem zniechęcającym do pracy. – Efekt ten będzie szczególnie odczuwalny w przypadku, gdy podjęcie pracy i związany z tym dodatkowy dochód oznaczać będzie utratę świadczenia na pierwsze dziecko. To może być argument, by rezygnować z pracy i nie przekraczać progu. Doświadczenia międzynarodowe wskazują, że taki efekt może być stosunkowo silny – zauważa Michał Myck.
Symulacja resortu finansów pokazuje jeszcze jedną istotną kwestię. Wprowadzenie kryterium dochodowego, by odciąć od programu najbogatszych, nie ma sensu. Jak wynika z danych MF, do dzieci z rodzin najzamożniejszych, gdzie średni dochód wynosi 4,3 tys. zł na osobę w rodzinie, trafi niepełne 2 proc. pieniędzy przeznaczonych na program. Tyle że w tym przedziale jest największa rozpiętość w dochodach na osobę, zaczyna się on od 2,6 tys. zł. – Okazuje się, że wprowadzenie takich ograniczeń to byłaby skórka za wyprawkę. Bo nawet odcięcie najbogatszych rodzin od rządowego programu oznaczałoby oszczędności w wysokości 300 mln zł, podczas gdy koszty weryfikacji dochodów wyniosłyby 80 mln zł – podkreśla wiceminister Bartosz Marczuk.
W pierwszym miesiącu działania programu wnioski złożyło ponad 2 mln rodzin. – To naprawdę imponujący rezultat. To już ok. 75 proc. wniosków, na które liczymy – mówiła minister rodziny, pracy i polityki socjalnej Elżbieta Rafalska w RMF FM. Do zeszłego tygodnia urzędnicy wydali 400 tys. decyzji i wypłacono 127 mln zł.
Pieniądze trafią do gospodarki, część wróci jako podatki do budżetu.