Rząd wspierany przez PO oraz organizacje przedsiębiorców chce wpisać na stałe do kodeksu pracy elastyczny czas pracy. Projekt zatwierdziła sejmowa komisja nadzwyczajna, a w tym tygodniu będzie nad nim głosować posłowie.

Reklama

Po zmianach w kodeksie każdy pracodawca będzie mógł wprowadzić ruchomy czas pracy. O zmianę godzin będzie mógł wystąpić sam pracownik. Firmy będą mogły żądać od pracowników, aby zostali w pracy dłużej, ponad ustawowe osiem godzin, i nie płacić im za to nadgodzin. W zamian pracownik odbierze wolne w innym terminie - pracodawca będzie miał rok na rozliczenie tych dodatkowych godzin.

Pracownik będzie miał zagwarantowane 11 godzin odpoczynku na dobę i dodatkowo półtorej doby w ciągu tygodnia.

Zmiany to na przykład szansa na zachowanie miejsc pracy gdy firma, która nie ma zamówień na produkcję, zamiast zwalniać pracowników, wyśle ich do domu. Wolne odpracują dłuższą pracą, gdy będą zamówienia. - Podobnie zrobiły inne kraje UE - mówi b. minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, który pracował nad zmianami kodeksu.

Związki zawodowe, które na razie są niechętni tym zmianom boją się, że praca po kilkanaście godzin na dobę odbije się na zdrowiu pracowników lub, że pracownicy rozliczani za przepracowane godziny stracą finansowo, bo raz zarobią więcej, a raz mniej i w „chudych” miesiącach będzie im brakowało na domowe opłaty.

Pracownik będzie na rozkaz i nie dostanie wynagrodzenia za nadgodziny. Będzie mógł pracować po kilkanaście godzin dziennie przez pół roku - ostrzega Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ "Solidarność".

Elastyczny czas pracy był w ustawie antykryzysowej i nie było nadużyć, ale zwrócę się o monitorowanie skutków zmiany przepisów do Ministerstwa Pracy i Państwowej Inspekcji Pracy - zapewnia Kwiatkowski.